polski handel papierów, rekwizytów szkolnych i galanteryjnych i ożenił się z panną bardzo miłą i ładną, ale nader wątłego zdrowia. Byłby był mógł pan Kaźmirz dojść do czegoś, jak mówią, ale był trochę chevalier sans souci, a bardziéj go obchodziły sprawy publiczne i sprawy przyjaciół niż własny jego handel, w którym nie wiele przesiadywał, spuszczając się na subjektów. Dla tego też z czasem rzecz poczęła iść krzywo, zwłaszcza iż troski familijne i rozwijająca się szybko piersiowa choroba żony przyczyniały smutku i niepokoju. Po latach nie wielu żona umarła, zostawiwszy mu troje dzieci; zmartwienie i nowe kłopoty, a przytem już poprzednio zatrudnienia i roztargnienia wywołane wypadkami czterdziestego szóstego i ósmego roku, wszystko to skołatało do reszty nieświetne już stosunki handlowe Szymańskiego; wkrótce po roku pięćdziesiątym musiał zwinąć interes i sam zbolały i schorowany umarł niezadługo potem.
Takiemi były, w krótkich słowach, dzieje trzech pierwszych kupców osiedlonych w Bazarze. Niemal razem z nimi osadził tam Marcinkowski pierwszego krawca Polaka. Przedtem nie mieliśmy w Poznaniu ludzi polskich, którzyby na nazwę krawców zasługiwali; było kilku partaczy umiejących zaledwie łatać i sporządzać. Kto sobie chciał sprawić rzeczy, szedł do handlu, kupował sukno lub inną materyę i wołał żyda, który brał miarę i uszył ubranie. Pomiędzy tymi żydowskimi krawcami pierwsze zajmował miejsce Levinsohn, mieszkający przy Starym Rynku, u którego się większa część majętniejszéj młodzieży ubierała, zwłaszcza, że on jeden pomiędzy krawcami w owym czasie miał wszelkiego rodzaju towary toaletowe do wyboru, a w dodatku dość silny magnes przyciągający, to jest bardzo piękną, choć bardzo grubą żonę.
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.