Nie długo potem zwrócili na niego oczy Popliński i Łukaszewicz, którzy, jak ci już powiadałem, wykwitowani z „Tygodnika literackiego“, otworzywszy nowy tygodnik pod nazwą „Orędownika”, potrzebowali do drukarni, w któréj nie tylko to pismo, ale i wiele innych rzeczy wychodziło, jako téż do nowo założonéj księgarni swojéj, un prête-nom, po francuzku mówiąc, nie mogli bowiem wobec rządu z własnem wystąpić nazwiskiem. Ugoda z łatwością przyszła do skutku; Stefański objął bezpośredni zarząd drukarni i księgarni, a przez czas niejaki szła sprawa zgodą i porządkiem. — Wszakże naraz zaczął potem Stefański jęki bolesne wydawać i wyjawiać wszem wobec i każdemu z osobna, że mu się krzywda dzieje, że jest ofiarą wyzyskiwaną, że księgarnia z prawa i słuszności do niego należy. Potrafił nawet oszołomonić Marcinkowskiego i rzecz mu wystawić tak, iż z tego powodu zrobił scenę Poplińskiemu. Byłem wtenczas na uniwersytecie i nie patrzałem na to, ale Popliński, mocno zgryziony, pisał do mnie do Berlina opowiadając co zaszło, abym w kole licznej tam polskiéj młodzieży mógł bronić prawdy, gdyby o tem była mowa.
Dawne to już lata, dla tego wszystkie szczegóły wyszły mi z pamięci; z owéj awantury jednak wynikło, że Popliński i Łukaszewicz, ludzie bardzo oględni, in politicis bojaźliwi, woleli wyjść z téj sprawy jak Zabłocki na mydle, niż się narażać na publikę i procesa. Koniec końcem, gdy wróciłem do Poznania, Stefański był właścicielem księgarni.
Zręcznością swoją, śmiałością, występując oraz jako krzewiciel patryotyczno - demokratycznych zasad, zyskał sobie wielki wpływ w kołach mieszczańskich i rzemieślniczych, które się wtenczas politycznie rozbudzać zaczęły, i stał się, obok Lipińskiego ślusarza, jednym z ów-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.