mi, w białą suknię ubrana. Jéj litografowany wizerunek, robiony już w czasie gdy była znacznie cierpiącą, dość wiernie rysy jéj twarzy oddaje, jak mi pan Tytus Działyński mówił. O p. Bernardzie słyszałem późniéj od tych co przebywali z nim wojnę trzydziestego pierwszego roku, że się odznaczył wybrykami niepospolitéj odwagi, jako jeden z świetniejszych kawalerzystów. Potem przepędziwszy na wychodztwie jeszcze dość długi czas po śmierci żony, wrócił wreszcie, po czterdziestym roku, do kraju i ostatnią część życia przepędził głównie w Tulcach, w pobliżu Poznania. Ile mi wiadomo, prócz państwa Radolińskich, z nikim w bliższych nie żył stosunkach; nigdy go nie widziałem ani na zebraniach, ani w towarzystwach, z wyjątkiem dwóch może kólkowych balów, na których się ukazał jako opiekun bardzo ładnéj blondynki, wychowanki pani Radolińskiéj; nigdy też nie słyszałem, iżby miał udział w jakiéjkolwiek wspólnéj naszéj robocie. Szkoda istotnie, że niekorzystał z wybitnego stanowiska, które mu nadawało urodzenie i ze stosunków majątkowych, początkowo dość świetnych, aby się chcieć w czemkolwiek przyczynić do dobra ogółu, zwłaszcza iż miał bystre pojęcie, dużo zdolności i niemało nauki przez czytanie nabytéj. Prócz innych powodów, może go do odosobnienia się i obojętności względem naszego społeczeństwa spowodowało także ironiczne usposobienie i ujemne zapatrywanie się na świat, którego nie ukrywał. Ile razy mi się zdarzyło z nim spotkać, zawsze dosłuchałem się, jako głównéj nóty we wszystkiem co mówił, niezadowolenia i mniéj więcéj zgryźliwego dowcipu, z którym, śmiejąc się odprawiał i ludzi i rzeczy.
Ale widzisz, panie Ludwiku, jak mnie Dziennik podróży wykoleił; wszakże, mówiąc o panu Edwardzie Raczyńskim, nie mógłem pominąć tak bliskich mu osób zajmujących oraz tak znakomite stanowisko w ów-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.