Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

towarzyszyły statecznie u niéj prawda i szczerość myśli i mowy, która, objawiając się zawsze bez ogródki, mogła czasem tego lub owego dotknąć, lecz była wrodzoną pannie Bibiannie, jak ją tu wszyscy nazywali, oraz dowodem zacności jéj charakteru. Przy bracie Andrzeju, którego serdecznie kochała i w którego niezachwianie wierzyła, zajmowała jednak, jak łatwo było można dostrzedz, miejsce Egeryi, wyręczając go nie tylko we wszystkich zewnętrznych i domowych sprawach, lecz wywierając na niego także wpływ nie mały nawet pod naukowym względem. Wiadomo mi, że w zestawianiu i pisaniu Dziejów nie mały miała udział, zwłaszcza iż, wyjąwszy nie tłumaczonych z łaciny, niemal wszystkie główne źródła owych dziejów czytała; wielekroć w wątpliwościach pan Andrzéj rady jéj zasięgał i niejeden ustęp dał jéj do obrobienia. Wszakże nie dziw, bo panna Bibianna, któréj mowa polska płynęła z ust tak pięknie, tak prędko i z takim doborem wyrazów, jak mało już kto u nas mówić potrafi, władała piórem niepospolicie i przysługiwała się także pod tym względem wspólnéj sprawie.
Od pierwszego pojawienia się Dziennika domowego, pod redakcyą Napoleona Kamieńskiego, należała panna Bibianna do najczynniejszych jego współpracowników i zamieściła w jego łamach szereg powieści, które potem wyszły w dwóch tomach; czytano je z zajęciem i każdy z nas ówczesnych przypomina sobie jeszcze powiastkę o Ojcu Cyrylu i Przygodę Madalińskiego. Późniéj pisywała do innych dzienników i tygodników w kraju i za granicą, szczególnie do emigracyjnych, Głosu polskiego i Przeglądu rzeczy polskich. Prócz tego, nie zapominając o ludzie, ułożyła w dwóch tomach, pod tytułem: Co się działo w Polsce i Co się stało w Pol-