Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

się możesz, czemu nie raz starsze panie, współczujące z naszą teraźniejszą niedolą, mówią, smutno na się spoglądając: „Szkoda, szkoda panny Bibianny!“
Całe pierwsze piętro domu Moraczewskich, zajmowała pani Józefowa Czapska, owdowiawszy po drugim mężu i wychowując córkę z pierwszego małżeństwa, a z drugiego, małego synka, Bogdana. Tę panię przypominam sobie, gdy jeszcze jako panna Laura Mielżyńska mieszkała pewien czas w Poznaniu, przy Wrocławskiéj ulicy, z matką swoją i chodziła z nią na mszę do Fary, gdzie ją nieraz widziałem chłopcem będąc. Pani jenerałowa, jak ją zwyczajnie nazywano, wdowa po Stanisławie Mielżyńskim z Pawłowic, wtedy już w dość podeszłym wieku, wysoka, poważna, mocno wyprostowana i bystro spoglądająca, szła zawsze naprzód pewnym krokiem, a panna Laura za nią, skromnie, nie patrząc naokół, widocznie dyktaturze matki ulegając. Późniéj powiadała mi sama, że w nadto ścisłym trzymaną była rygorze. Niezwyczajną w młodych latach piękność zachowała jeszcze w późniejszym wieku i każdego, na pierwsze spojrzenie, uderzała jéj postawa pełna wdzięku, cera rzadkiej białości, jéj duże niebieskie i zdziwione oczy i jasno-płowe włosy. Wszystkich znajomych ujmowała sobie grzecznością spokojną i nieprzymuszaną, szczerą życzliwością i gościnnem przyjęciem. Często bywały u niéj liczne towarzystwa i niejeden tutaj przyjemny wieczór spędziłem. Gdy panna Bibianna, po śmierci brata, dom ten sprzedała, przeniosła się pani Czapska na św. Marcin, gdzie nabyła kamienicę ze znacznym ogrodem. W ostatnich latach życia wyniosła się za granicę, tak dla dokończenia wychowania syna, jako też może i z innych powodów. Bawiła najpierw w Szwajcaryi, potem w Rzymie, gdzie młodziutki jéj syn zyskał sobie szczególne łaski papieża Piusa IX; późniéj przesiedliła