Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

pienie ich wywołało. Tak mi to przytomne, jak gdybym teraz jeszcze na nie patrzał. Były ubrane podług posagów greckich, starsza za Minerwę z szyszakiem na głowie i lancą w ręku; młodsza, panna Emilia, za Dianę, z półksiężycem nad czołem, z łukiem i kołczanem. Ich ciemne tuniki, sandały i rzemyszki naszywane złotem i srebrem, hełm i półksiężyc nasadzane kamyszkami — wszystko to błyszczało, a cały ten ubiór uwydatniał piękne twarzyczki oraz figurki dość już rosłe i zgrabne. Uszczęśliwiła mnie hoża Diana, ile pamiętam, odłamkiem poloneza i to początek znajomości, którą późniéj, po wielu latach, miałem zaszczyt z panią pułkownikową odnowić. Ojciec téj pani, prezes Mikorski, za księztwa warszawskiego i w początkach drugiéj okupacyi, przewodniczył sądom całego departamentu. Mieszkał na Wilhelmowskiéj ulicy w własnym domu, teraz do cukiernika Beely’ego należącym; ów dom miał wtenczas tylko jedno piętro, które prezesostwo zajmowali, podczas gdy dzieci z guwernantkami mieściły się w górnych pokoikach pod dachem. Owych dzieci były dwa wydania: z pierwszéj żony podobno córka i dwóch synów, z których poznałem jednego w późniejszym czasie jego życia; był to Józef Mikorski. Powtarzam ci tutaj, panie Ludwiku, co już bodajnie kilka razy powiedziałem, że nie jestem dla ciebie ani dziejopisarzem, ani życiopisarzem, jeśli tak mówić można, przytaczam ci tylko osobiste wspomnienia, które przegląd ulic i domów we mnie obudza, dla tego też o panu Józefie Mikorskim, którego żywot musiał być bardzo urozmaicony, nie wiele się dowiesz.
Nie wiem, gdzie i jak się wychował, przypominam sobie tylko, że przed trzydziestym rokiem widziałem go kilkakrotnie i postać jego jeszcze dziś stawia mi się przed oczy. Był wtenczas młody i robił wrażenie cze-