mia ojczysta zpod nóg nam się usuwa, a kolonizacya tak liczne odnosi zwycięztwa. Nasunęła mi się tutaj ta uwaga, słuszna czy niesłuszna, bo jak sobie przypominam, gdy zaszliśmy raz z panem Apolinarym na ten temat, mówił mi, iż nie żałował nigdy, że za przykładem tego i owego z kolegów szkolnych nie idąc, wprost z ławki chwycił za pług.
Po kilkoletniéj pracowitéj praktyce pod okiem ojca, czując się już na siłach do zajęcia samodzielnego stanowiska, wziął małą dzierżawę, część Osowéj Sieni, wsi pod Wschową leżącéj. Wieś tę dobrze pamiętam, użyłem tam bowiem nie mało trudu i głodu, gdy, służąc w wojsku, odbywałem na jéj polach trzytygodniowe ćwiczenia, uprzyjemnione jednak wieczornemi schadzkami w Wschowie z porucznikami osiemnastego i dziewiętnastego pułku: Białoskurskim, Przyłuskim, Kalksteinem, Kolasińskim i Sängerem, którzy wszyscy potem w wypadkach czterdziestego szóstego czy ósmego roku czynny mieli udział. Jedna połowa Osowéj Sieni należała wtenczas do Niemca, druga do Polaka, pana Mielęckiego, kawalera i kalwina, który bardzo gościnnie przyjmował u siebie całą oficeryę pułkową; teraz tam już od dawna wszystko w ręku niemieckiem. Z owéj pierwszéj dzierżawy przeszedł p. Apolinary do wiele znaczniejszéj, ożeniwszy się bowiem z panną Seweryną Twardowską, siostrą swoją cioteczną, córką Twardowskiego z Szczuczyna, wywodzącego swój ród od Twardowskich z Skrzypny, osiadł w Kobelnikach, gdzie gospodarzył lat kilka, aż wreszcie, w skutek działów familijnych po śmierci rodziców, objął Gryżynę w bliskości Kościana.
O Gryżynie, panie Ludwiku, wiedziałeś zapewne chłopcem jeszcze będąc, bo to nazwisko Franciszek Morawski, swoją legendą o brzozie tamtejszéj, rozniósł po całéj Polsce i popularnem zrobił. Ową brzozę, właśnie
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.