Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

strzegł był arcybiskupa, kilku kanoników i liczny szereg księży katolickich, wszystkich zaś przytomnych szczerym przejętych żalem, a wielu zapłakanych, taki obcy świadek owéj żałoby byłby sobie niezawodnie pomyślał: „musiał to jednak być niezwyczajny człowiek ten Gustaw Potworowski!“
A wiesz, panie Ludwiku, czem był niezwyczajny? Otóż sercem, sercem dla sprawy narodowéj, sercem dla współziomków. Wszędzie, gdzie szło o rzecz publiczną, o wspólne dobro nasze, był pan Gustaw albo pierwszym, albo jednym z pierwszych; nigdy się nie usuwał, nigdy nie dyplomatyzował; bez względu na prywatne swoje sprawy, często z ich uszczerbkiem zawsze był gotów, a przykładem i wpływem pociągał innych za sobą.
Do tajnych porozumiewań między młodzieżą, przed trzydziestym rokiem, należał; pałaszem i lancą walczył za sprawę ojczystą; przez czynny udział w założeniu i rozszerzeniu kasyna gostyńskiego przyłożył się do rozbudzenia zwątpiałego po roku trzydziestym i uśpionego ducha narodowego między obywatelstwem i skierowania go ku wspólnéj pracy; jako stały członek sejmików powiatowych i sejmów prowincyalnych, a od roku czterdziestego siódmego, jako deputowany najpierw w tak zwanym połączonym sejmie stanów i w frankfurtskiem zgromadzeniu narodowem, potem zaś, bez przerwy aż do śmierci swojéj, w sejmach berlińskich, występował w obronie praw naszych i narodowości.
Od samego początku Towarzystwa naukowéj pomocy zasiadał zawsze w jego dyrekcyi; czterdziestego ósmego roku obrano go przez aklamacyą na przewodniczącego Komitetu narodowego, który całym ówczesnym ruchem prowincyi kierował, a nawet ministerstwo pruskie ofiarowało mu wtedy naczelny zarząd owéj, podług planów willizenowskich, linią demarkacyjną odciętéj czę-