Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

zaszło w wspólnych naszych usiłowaniach i pracach, coby się o Potworowskiego nie oparło. Kilka razy zdarzyło mi się słyszeć, gdy była mowa o jakim nowym pomyśle lub zamiarze, że, po krótszych lub dłuższych sporach, ten lub ów powiedział: „poradźmy się Gustawa!“
W sprawach publicznych postępował Potworowski zwykle solidarnie z panem Maciejem i Marcinkowskim, których przekonania i dążności polityczne zupełnie podzielał, a z którymi go dawna i ścisła przyjaźń łączyła; ale pod tym względem, tak z powodu wrodzonéj dobroci i pobłażliwości, jako tez życzliwego przypisywania wszystkim jak najlepszych intencyi, nie zrywał z ludźmi innych przekonań i dążności i zdawał się chcieć ciągle godzić przeciwieństwa i być poniekąd łącznikiem między niemi. Dla tego pana Gustawa nie liczono wyraźnie do żadnego z ówczesnych stronnictw, z których każde było z nim mniéj lub więcéj w styczności.
Wszakże działania obywatelskiego nie ograniczał wyłącznie na stosunki publiczne, zajmowały go bowiem, niemal w równéj mierze, sprawy prywatne przyjaciół, znajomych, nawet często ludzi mało przedtem mu znanych. Iluż to wdów i sierot był opiekunem, ileż zamarnowanych majątków pomagał ratować, ileż działów przeprowadzał, ileż procesujących lub pokłóconych jednał i godził! Mogę ci śmiało powiedzieć, panie Ludwiku, że prawie zawsze, gdy kto z obywateli wiejskich miał jakieś trudności familijne, majątkowe, sądowe lub inne, niewiedząc sam sobie rady, szedł do pana Gustawa, który życzliwie każdego przyjmował i, ile mógł, pomagał. To też niepamiętam, iżbym kiedykolwiek był słyszał o jakim jego nieprzyjacielu lub przeciwniku; wszystkim był pożądany, wszystkim miły i wszędzie mu sympatyę okazywano. Drzwi dworku w Goli nie zamykały się pra-