Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

budował i przebudowywał wiele innych domów w górnéj części miasta i wzniósł ów znaczny budynek gimnazyum realnego przy Strzeleckiéj ulicy, który należy do najpokaźniejszych w Poznaniu. Ów Schultz niedługo się cieszył swym domem; krótko po wprowadzeniu się do niego i po ożenieniu się z panną Stern, siostrą właściciela hotelu tegoż nazwiska, umarł w sile wieku.

W tym samym domu, na pierwszem piętrze, zaskoczyła także w najlepszych latach śmierć jednego z ludzi znanych powszechnie i słusznie cenionych, z którym w bliższéj byłem styczności. Adwokat Emil Janecki czuł się od niejakiego czasu nie swoim i słabym, lecz nic pozornie nie groziło katastrofą, gdy naraz w nocy 22 lutego 1878 wołać zaczął na żonę, zerwał się z łóżka, kazał się poprowadzić do salonu, w którym przechadzał się jeszcze chwil kilka, poczem przystąpiwszy do okna, podtrzymywany przez żonę, upadł niebawem i nie powstał więcéj. Wystaw sobie, panie Ludwiku, jakie musiało być przerażenie żony i całéj rodziny! Janecki przyszedł do W. Księstwa z Opola; jakie były jego stosunki rodzinne i dzieje pierwotnéj młodości, tego dokładnie nie wiem; pochodził jednak z rodziny niewątpliwie polskiéj lubo z czasem zniemczonéj; on sam zaś nauczył się późniéj, naszego języka, ale, niedowierzając sobie, chętniéj po niemiecku mówił. Poświęciwszy się prawu, już na uniwersytecie wrocławskim zaprzyjaźnił się z Polakami, z Piotrem Dahlmanem, Ottonem Bendą, szczególnie zaś z Aleksandrem Szembekiem; złożywszy zaś egzamina, pracował najpierw w Opolu, Raciborzu i Rybnikach, a po śmierci ojca, dostał się jako asesor do sądu w Grodzisku, którego wsi przytycznych, należących niegdyś do wielkiéj fortuny Opalińskich, a będących przedmiotem wiecznego i zagmatwanego procesu, był