Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

ze wszech miar budującem. Iluż ja to widziałem panów, dawniéj zamożnych, którzy, straciwszy fortunę i stanowisko, bądź to przez wypadki, bądź częściéj jeszcze z własnéj winy, nie potrafili, w nowem położeniu, nic zapomnieć i niczego się nauczyć! Pan Adam zrozumiał od razu co robić i jak robić trzeba.
Nie szczędząc starań i zachodów potrafił, z pomocą pozostałych w Królestwie krewnych i przyjaciół, ocalić niektóre resztki niemałego dawniéj majątku i przyzwoite, choć skromne, utrzymanie rodziny zabezpieczyć. Wypełniwszy poprzednio w kraju jak najsumienniéj obowiązki Polaka i obywatela, chodziło teraz przedewszystkiem o przyszłość dzieci i ich wychowanie. Zajął się tem pan Adam jak najgorliwiéj, sam wypełniał miejsce nauczyciela i zastałem go nieraz uczącego chłopców lub córki, któremu to zadaniu zwykle przedpołudniowe godziny poświęcał.
Synowie winni mu przygotowanie do szkół, córki całe niemal wykształcenie, wszystkie zaś dzieci winny mu owe gorące uczucia patryotyczne i silne zasady religijne, które, sam będąc niemi głęboko przejętym, wpajał im troskliwie od pierwszych lat. Pomagała mu w tem zadaniu wiernie i wytrwale jego żona. Przebywałem dawniéj dość dużo między ludźmi i miałem szczęście poznania kilku matron polskich, które przymiotami swemi, życiem, nawet postawą wzbudzały głęboki szacunek w każdym, co się do nich zbliżył; jedną z najwybitniejszych między niemi była pani Łuszczewska.
Nie jest to frazes, panie Ludwiku; gdybyś był widział tę twarz poważną i miłą, na któréj ślady cierpień i zmęczenia nie zatarły dawniejszego powabu, witającą cię uprzejmym dobroci uśmiechem; gdybyś był się przypatrzył temu spokojnemu a skrzętnemu obmyślaniu i załatwianiu wszelkich spraw domowych, téj czujnéj pieczy