Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

sobienie pociągało go szczególnie do spraw miłosierdzia, dla tego téż, od samego początku Towarzystwa dobroczynności, o którem ci już wspominałem, należał nie tylko do radzących jego członków, lecz zajmował się osobiście i sumiennie ubogimi powierzonymi jego opiece, lub sam ich wyszukiwał, a ustępując jako jeden z ostatnich z tego pola działalności, pozostał aż do śmierci w dyrekcyi ochronek, które jemu głównie zawdzięczają, iż się po czterdziestym ósmym roku, w owych kilku latach zniechęcenia publiczności, utrzymały i teraz jeszcze dobrodziejstwem są dla biednéj ludności miejskiéj.
Przyzna każdy z moich współczesnych, który choć trochę żył tutaj między ludźmi, że państwo Łuszczewscy przykładem swoim i namową, przyczynili się nie mało tak w mieście jako tu i owdzie na prowincyi do rozbudzenia ducha miłosierdzia i chrześciańskiéj dobroczynności w wyższych kołach naszego społeczeństwa.
Dom ich był od samego początku, pod towarzyskim względem, jednym z najprzyjemniejszych i powiedzieć mogę jeden z najbardziéj ożywionych w Poznaniu. Nie tylko państwo sami przyciągali do siebie swoją szczerą uprzejmością, lecz przez stosunki rodzinne i stanowisko dawniéj w kraju zajmowane byli w bliższéj lub dalszéj styczności z mnóstwem wybitniejszych osób polskiego społeczeństwa. Niemal każdy znaczniejszy obywatel z Królestwa, przejeżdżając przez Poznań, wchodził do skromnego domku przy Młyńskiéj ulicy, aby odświeżyć dawniejszą znajomość z jego mieszkańcami.
Niepamiętam naturalnie wszystkich, których tu spotykałem, lecz przypominam sobie jako częstych gości, Łubieńskich i Morawskich, którzy byli spokrewnieni, Wesołowskiego, Woronieckiego, pułkownika Skarzyńskiego, przyjaciół z czasów powstania i wychodztwa, Ciesz-