Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

kowskiego Augusta, Władysława Szółdrskiego z żoną, ks. Aleksego Prusinowskiego i ks. Kamockiego, z którym, gdy jeszcze w kraju był zamożnym obywatelem, łączyła Łuszczewskich bliższa zażyłość. I szło tak dłużéj niż lat dziesięć wszystko w tym domu zacnie, spokojnie i pomyślnie, o ile w życiu polskiem pomyślnie być może; dzieci wzrastając nadziei rodziców niezawodziły, rodzice zespolili się już z tutejszym światem, który dawniéj był im obcym, stosunki ich ustaliły się i ulepszyły, a pan Adam, zakupiwszy ten grunt, domek dawniejszy przedłużył, podniósł o piętro i na kamienicę zamienił, którą godłem Opatrzności naznaczył, wywdzięczając się za jéj opiekę; poprzednio zaś, między podwórzem i ogródkiem, postawił dla siebie mieszkanie. I jeden i drugi budynek praktycznie a wygodnie urządzony, bo, jak mi wiadomo, pan Adam sam wszystkie plany do nich porobił i szczegółów wykonania budowli pilnie doglądał. Nie długo jednak cieszył się nową siedzibą, gdyż, ledwo wykończoną została, piędziesiątego trzeciego roku, przybywszy w odwiedziny do pokrewnego Oporowa, zapadł, skutkiem mocnego przeziębienia, na tyfoidalną febrę i, po krótkiéj chorobie, zeszedł z tego świata w pierwszéj godzinie Wniebowstąpienia Pańskiego, jeszcze w sile wieku, mając niespełna lat piędziesiąt pięć. Jak żywot był zacny i cichy, tak i śmierć przykładna cierpliwością i spokojem, z któremi, do ostatniéj chwili przytomny, pocieszał i hamował ciężką boleść otaczającéj rodziny. W dzień pogrzebu pożegnał zmarłego ks. Prusinowski, oceniając w pięknéj i rzewnéj przemowie wiernego chrześcianina i patryotę. Byłem tego świadkiem, panie Ludwiku, z jakiem męztwem srogi ten cios znosić potrafiła pani Łuszczewska i żal swój pokrywać zwykłą łagodnością oblicza, jak starała się bliższemu i dalszemu otoczeniu zastąpić pod wszelkim względem ojca i męża; to też wszy-