Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

chorobie co matka i zostawiła po sobie jedynaczkę córkę, teraźniejszą panię Stefanową Łącką.
Otóż, panie Ludwiku, w kilku słowach losy zacnéj rodziny, z którą się na tem miejscu po raz pierwszy przed czterdziestu pięciu laty spotkałem, przywożąc jéj pozdrowienie przyjacielskie z Paryża. Skoro ci nazwałem mężów najstarszéj i najmłodszéj z panien Łuszczewskich, muszę o nich choć krótką dodać jeszcze wzmiankę, zwłaszcza iż znałem jednego i drugiego. Pana Mierzyńskiego widziałem pierwszy raz czterdziestego piątego roku w Bazarze u Macieja Mielżyńskiego. Obadwaj ci panowie, w tych samych mniéj więcéj latach, byli od czasów uniwersyteckich w bliższéj z sobą zażyłości, a późniéj służyli w tym samym pułku i przebywali też same losy trzydziestego pierwszego roku. Niezadługo po powrocie z kampanii, ożenił się Mierzyński z owdowiałą panią Gąsiorowską, córką bogatego Chryzostoma Niegolewskiego, a ponieważ liczył się do najbieglejszych wówczas agronomów, bardzo czynnym był przy tem i zręcznym w załatwianiu spraw administracyjnych i sądowych, przeto wielkie dobra żony, które potem spadły na jéj syna, pana Bronisława Gąsiorowskiego, dobrowolnego od lat najmłodszych wygnańca, podniosły się znacznie w wartości pod jego zarządem. On sam stworzył sobie także nie małą fortunę, kupiwszy Lipnicę, Sokolniki i inne wioski, których nieznam. Pierwsza jego żona już w młodych latach cierpiała na melancholię, a owéj choroby żadna mądrość lekarska pokonać nie mogła. Raz tylko tę panię spotkałem czterdziestego ósmego roku w Berlinie, u pani Tertulianowéj Koczorowskiéj; miała wtedy jeszcze dość miły wyraz twarzy, podpadło mi tylko, że, lubo uśmiechała się czasem, milczała jednak przez cały wieczór uporczywie; wnoszę z tego, że pożycie ciągłe z tak usposobioną osobą do