ze swego życia. Bardzo płynnym w mówieniu nie był, ale gdy się ożywił, miał w swym sposobie wyrażania się urywkowym, w głosie i uśmiechu coś tak sympatycznego, że wszyscyśmy go z wielką przyjemnością słuchali, zwłaszcza iż i rzecz sama była ciekawą.
Z całéj jego epopei mało co pamiętam, bo wiele lat ubiegło od tego wieczoru; przypominam sobie jednak, że Wincenty Skarzyński w pierwszéj młodości swojéj o wojsku nie myślał. Pochodząc z Augustowskiego, nie wiem już z jakiéj tam wsi, skończywszy wykształcenie szkolne i uniwersyteckie w Warszawie, poświęcił się prawu i administracyi i przez kilka lat pracował w komisyi województwa mazowieckiego, pod prezesem Rembielińskim, z którym był spokrewniony. Dopiero powstanie listopadowe zrobiło z niego żołnierza. Zaciągnął się do pierwszego pułku jazdy mazowieckiéj i w jego szeregach odbył całą wojnę, dosłużywszy się stopnia kapitana i dowódzcy szwadronu. Trzykroć ranny i krzyżem ozdobiony z korpusem Ramorina dostał się do Galicyi i ztamtąd uszedł do Francyi.
Tutaj, przebywając głównie w Paryżu, przesyciwszy się burzliwem a bezczynnem życiem wychodztwa, porozumiał się z przyjacielem swoim Łucyanem księciem Woronieckim, i obadwaj, zdaje mi się, trzydziestego piątego roku, ruszyli do Hiszpanii, dokąd już przed nimi i późniéj za nimi niejeden z Polaków podążył. Obadwaj wstąpili do wojska Krystynosów, między którymi a Karlistami wrzała wtenczas wojna w najlepsze, i obadwaj byli tam pożądani i używani wielokrotnie do zaprowadzenia w pułkach kawaleryi porządku, normalnéj musztry, osobliwie zaś należytego obchodzenia się z lancą. Przeciw Karlistom ciągle przedsiębrano wycieczki i podczas długich i męczących pochodów, wśród gór i wąwozów, częste bywały z nimi utarczki, po których zwykle
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.