Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

wszéj żony prezesa Rembielińskiego. Państwo Skarżyńscy kupili Sokolniki pod Szamotułami, gdzie blisko lat dziesięć w zaciszu przeżywszy, przenieśli się potem do Poznania.
Tutaj umarła najpierw pani, nagle, siadając do stołu, apopleksyą rażona. Przywiązany mąż nie mógł się pocieszyć po jéj stracie; co rok kilkakrotnie jeździł do Kaźmierza, parafii Sokolnik, modlić się nad jéj grobem, a w ósmą rocznicę jéj imienin, odbywając tę żałobną wędrówkę, nabawił się, skutkiem mocnego przeziębienia, ciężkiéj choroby, któréj, po dziesięcio-miesięcznych cierpieniach, uległ pułkownik w siedemdziesiątym roku życia. Ci, co go w tym ostatnim czasie odwiedzali, nie mogli się dość nadziwić patryotycznym uczuciom, rozpamiętywaniom i pragnieniom, które do ostatniéj chwili zajmowały jego umysł, oraz szczerze religijnemu usposobieniu, z jakiem ten stary żołnierz spokojnie zgonu swego oczekiwał.
Nie odchódźmy jeszcze, panie Ludwiku, od domu pod Opatrznością. Bywałem tu często na pierwszem pietrze, odwiedzając tego, który je przez lat osiemnaście zajmował z żoną i dwoma córkami, a którego nazwisko zna cała polska ziemia i znać będzie, dopóki na niéj mowa nasza brzmieć nie przestanie. Wystarczy wspomnieć wiersz: Do mistrzów słowa! lub wiersz: Do mowy polskiéj! a każdy ci powie: Stanisław Koźmian. Jego życiorysu tutaj odemnie żądać nie możesz; ani czas, aniby wiadomości moje starczyły; zresztą rzecz już zrobiona, panie Ludwiku, a zrobiona, co do treści, tak wyczerpująco i z tak gorącem współczuciem, tak świetnie co do formy, że pozostanie pomnikiem godnym pamięci zmarłego, oraz pięknym okazem naszéj literatury biograficznéj.
Tegoż samego roku, w którym umarł Stanisław