Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

Maurycego Szumana, starszą siostrę pani Mateckiéj. Każdego, kto pierwszy raz spotkał Libelta, musiała uderzyć niebawem jego fizionomia. Nie była ona ładną, przeciwnie, rysy miała grube i nieregularne, a całość i pojedyńcze części szerokiéj, bladéj twarzy i dużéj głowy z nastrzępionym włosem robiły pewne wrażenie. Wkrótce jednak poznałeś w tem wszystkiem coś oryginalnego, niepospolitego; w łagodnem i głębokiem spojrzeniu było widać myśli, a gdy usta otworzył lub uśmiechał się, przybierała owa twarz bijący wyraz rozumu, a przytem dobroci i stawała się tak sympatyczną, iż ująć mogła każdego.
To też, zwłaszcza że był z natury łagodnym i równo przyjacielskim dla wszystkich, wywierał Libelt, podobnie jak Koźmian, w towarzystwie niezwykły urok, nie tylko treścią tego co mówił i trafnym doborem słów, lecz i owym duchem, który całą jego zewnętrzność upiększał, szczególnie wśród dłuższéj i ożywionéj rozmowy. Dodać jeszcze muszę, co do niezupełnego nawet obrazu tego człowieka jest konieczne, że tak dalekim był od zarozumiałości lub nadętości, która częstokroć ludzi wszystko sobie samym zawdzięczających niemiłymi czyni, iż właściwéj sobie skromności i prostoty, w najpochlebniejszych nawet dla siebie chwilach, nie tracił i od innych ani tonem, ani wzięciem odróżniać się nie myślał.
W owym przeciągu czasu aż do lutego 1846 roku spotykałem się dość często z Libeltem u Mateckich, u niego, w towarzystwach i na zebraniach publicznych. Był bardzo czynny w rozmaitych kierunkach. Miał u siebie znaczny pensyonat chłopców, których wychowaniem kierował; dawał tym i innym lekcye matematyki; po Łukaszewiczu objął profesurę języka polskiego przy gimnazyum fryderykowskiem, gdzie także, dwa czy trzy lata, uczył matematyki w wyższych klasach. To zatru-