Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

zobaczysz może jeszcze w jednéj z dolnych sal wiszące szklanne pudło, w którem się mieści wyborowe runo ludomskiego barana. Ofiarował je, jako okaz nadzwyczajny, pan Lipski królowi Fryderykowi Wilhelmowi III; widziałem je tam przed pół wiekiem przeszło. Przykład Lipskiego podziałał korzystnie na innych; zajęto się niebawem gorliwie po wsiach ulepszaniem gatunku owiec i wielu świetnie na tem wychodziło, nim Ameryka i Australia zapychać zaczęły swoją wełną targi europejskie. Sam pan Lipski zjednał sobie rozgłos, ale finansowych trynmfów nie odniósł. Mówiono mi w owych czasach, że owczarnia jego liczy wprawdzie jednostki z wełną rzadkiéj piękności, ale że takich wyjątkowych przedstawicieli owczego rodu jest w niéj szczupła tylko gromadka, podczas gdy resztę stanowi zwyczajna plebs polska.
Przytem zdaje się, że reszta gospodarstwa nie była do tonu owczarni dostrojona; dość, że po tylu a tylu latach wypadek poszedł w minusy, a piękne Ludomy w niemieckie ręce. Tego pana Lipskiego nie znałem osobiście, ale go nieraz widziałem tutaj na nlicy i pamiętam, że chodził zwykle w czamarze i polską swoją fizyonomię nakrywał wysoką konfederatką. Pana rotmistrza Józefa Lipskiego znałem, będąc małym chłopcem, bo za kawalerskich swoich czasów, które bardzo długo trwały, odwiedzał nieraz moją babkę i rodziców. Wysoki, dobréj tuszy i żwawy w ruchach zdradzał postawą, osobliwie gdy szedł lub stanął, wysłużonego żołnierza; całą bowiem młodość przepędził w wojsku pruskiem. Nie tylko przypominam sobie jego uprzejmość, lecz wiem od takich co go bliżéj znali, iż na prawość i dobroć serca pana rotmistrza liczyć było można, mniéj jednak na biegłość w gospodarskich sprawach i zarządzie majątku, któréj w służbie wojskowéj nabyć nie mógł. Nie stracił jednak wszystkich dóbr po antenatach odzie-