Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

wiąc: mais voilà Mr. Lelewel que vous cherchez. A więc istotnie człowiek ten, który stał przedemną i niedowierzającem okiem bystro na mnie spoglądał, był ów Lelewel, o którym tyle słyszałem i czytałem, który w niefortunnych kolejach narodu naszego tak ważną odegrał rolę, którego jeszcze znaczna część Polaków w kraju i w emigracyi jakby wyrocznię szanuje!
Tak go sobie nie wystawiałem, a chociaż na słów kilka, które po polsku doń przemówiłem przedstawiając mą osobę i listy mi powierzone, po polsku odpowiedział i chociaż, gdy się twarzy lepiéj przypatrzyłem, przypomniały mi się niektóre jego rysy z wizerunków znane, nie mógłem jeszcze przez chwilę oczom moim wierzyć. Spotkawszy go bowiem na ulicy lub gdzieindziéj, byłbyś go, panie Ludwiku, wziął niezawodnie za starego schorzałego wyrębnika, nie zaś za znanego wszystkim uczonego, członka rządu narodowego, osobę historyczną. Miał on wtenczas lat blisko piędziesiąt siedem, ale wyglądał na wiele więcéj; modra bluza płócienna, jak ją tam na zachodzie prosty lud nosi, wytarta i podarta była zwykłym jego ubiorem; ciało jego wychudłe było wtenczas na lewy bok zgięte reumatycznem cierpieniem, którego się nabawił wędrując do jednego ze znajomych kilka mil pieszo w szkaradną pogodę; policzki wpadłe, cera blada i zżółkła, twarz i czoło zmarszczkami myśli i cierpień zorane; ale oko duże, żywe, bystre i wyraziste, piętno czynności ducha w rysach wybite nadawały całéj téj postaci biedaka z rozczochranemi włosami pewną godność i szlachetność.
Pokoik, w którym mieszkał był nie wielki, a gruba rura żelazna, od pieców pierwszego piętra, przechodziła z dołu do góry przez sam jego środek; ściany wapnem pobielane, dość brudne i bez żadnych ozdób. Przy je-