ciem, różniła się bardzo od swoich koleżanek niemieckich. Było to, ile mi wiadomo, i jak u Germanów częściéj się zdarza niż u nas, małżeństwo z miłości.
Słyszałem, że Müller zyskał sentyment przyszłéj swéj żony, będąc za młodu nauczycielem domowym w jéj rodzinie, czy w jéj sąsiedztwie. I nie dziwię się temu, bo aż do późnéj starości wyglądał na bardzo przystojnego człowieka. Wysokiego wzrostu, o czarnych lśniących włosach, z rozumnym i przyjemnym wyrazem twarzy, któremu złote okulary, dzwoniąc przy każdém poruszeniu głowy, nadawały pewną oryginalność. Przytém dbał bardzo starannie o fizyczność swoją i na krawca nie szczędził.
Mimo niemieckiéj na wskroś natury i głębokiego przekonania o lepszości swojéj rasy, okazywał się dla Polaków względnym i grzecznym, nie objawiając zarozumiałości i zawziętości plemiennéj, na którą oni teraz wszyscy chorują, a którą się wtenczas wyjątkowo kolega jego Martin odznaczał. Dla tego téż i osoba jego i lekcye były dla nas przyjemne i uczyliśmy się z ochotą co tydzień wierszy niemieckich z jego „Theorie der Dichtungsarten“, jedynéj książki, którą wydał i pisywaliśmy co miesiąc łokciowe wypracowania, chociaż je nie zawsze poprawiał, bo, szczerze mówiąc, był trochę wygodny a przytem w domu bardzo zajęty niemiecką Gazetą WKsięstwa Poznańskiego, któréj przez wiele lat, do czterdziestego ósmego, był głównym redaktorem.
Trzydziestego czwartego roku, przy rozdziale gimnazyum, opuścił nas i przeszedł do Fryderykowskiego, a mniéj więcéj dwadzieścia lat późniéj wziął emeryturę, lecz do śmierci prawie nie opuścił swego zawodu, obrabiając sprawy szkolne jako radzca miejski. Od lat najmłodszych byłem z nim w częstéj styczności i zawsze się okazywał dla mnie życzliwym i przyjacielskim, a gdy
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.