Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

pozwalały wnioskować, iż świata w różowym kolorze nie widzi. Wieku podeszłego się nie doczekał, a po jego śmierci dwaj synowie sprzedali ten dom i wynieśli się, jak mi mówiono, do Królestwa, zkąd matka ich pochodziła.
Idąc teraz daléj Teatralną ulicą, spotykasz tu, po téj saméj stronie, ozdobną kamienicę, będącą, jak z napisów widzieć możesz, teraz własnością jakiegoś agenta Lichta. Należała ona dawniéj do p. Jeziorowskiego, którego, chociaż dość późno się z nim poznałem, postać dość wysoką i wyraz twarzy poważnie zadowolony od najmłodszych lat moich pamiętam; przychodził bowiem dawnemi czasy regularnie w Niedzielę do Fary na mszę studencką i siadał w naszych ławkach. Z żonami nie miał szczęścia; chociaż trzy poślubił, spędził jednak ostatnie lat kilkanaście życia jako wdowiec. Druga z kolei była siostrą Ryszarda Berwińskiego; umarła młodziuteńka, zdaje mi się w rok po ślubie. Z twarzy podobna do brata, odznaczała się niezwykłą pięknością. Nieznane mi są początkowe dzieje Jeziorowskiego; jak daleko pamięć moja o nim sięga, urzędował w magistracie poznańskim i był przez pół wieku przynajmniéj kamelarzem miejskim. Surowych obyczajów, skromny i oszczędny w życiu prywatnem, odznaczał się w urzędzie rzadką sumiennością i ścisłością, odbywając wszystkie czynności swoje milcząco, poważnie i stanowczo; tak też w rozmowach i towarzystwach zachowywał po większéj części tę samą godność i doraźność urzędową i zdawał się być zawsze pewnym swego zdania.
Jak ci już raz bodajnie wspomniałem, panie Ludwiku, miał Jeziorowski pociąg do sztuki, szczególnie do malarstwa i całkiem bezinteresownie, z własnéj chęci urządzał wraz z Minutolim pierwsze wystawy obrazów, które się w Poznaniu pojawiły; przy tem wiadomo mi, że był wielkim lubownikiem ogrodownictwa i w ogrodach,