szóstego roku, wnosząc jednak ze znanéj mi jego gorączki patryotycznéj i popędliwych chęci, przekonany jestem, iż do wszystkiego całem sercem należeć musiał, ale się nań nic nie wydało.
Gdy potem nadeszła wiosna czterdziestego ósmego roku, rozpromieniło się wszystko naokół Krauthofera; uczuł się w swoim żywiole ruchu i działania, ze szczerem przekonaniem, że cały świat się trzęsie, że fale rewolucyi pójdą coraz silniéj, coraz daléj, że nadeszła chwila wolności dla narodu, a dla niego samego chwila odznaczenia się w posłudze narodowéj. Nie można go było pominąć, gdy zbierano w Poznaniu deputacyę do Berlina i on był jednym z tych, którzy do ułożenia petycyi, mającéj być wręczoną królowi, najwięcéj się przyczynili. Gdy deputacya wywiązała się z swego zadania i wróciła napowrót, pozostał Krauthofer czas niejaki w stolicy jako ajent komitetu narodowego, aby baczyć na wszystko, co się tam korzystnego i co szkodliwego dla nas dziać mogło i przestrzedz o tem wcześnie. Lecz niedługo wytrzymał na tem stanowisku nadto spokojnem, nadto biernem dla jego gorączkowego usposobienia, a przybywszy do Poznania ogłosił, iż odtąd nazywać się będzie „Krotowskim“, uzasadniając w drukowanéj rozprawie to swoje postanowienie. Zajął na czas krótki miejsce w komitecie; ponieważ mu się jednak zdawało, iż za mało tam rewolucyjnego ducha, a przytem sprawa w ogóle, tak w mieście jako i w obozach, obrót niepomyślny brać zaczęła, porozumiał się Krauthofer z Włodzimirzem Wilczyńskim i kilku innymi, celem nadania powstaniu nowéj, młodzieńczéj siły żywotnéj. W Wilczyńskim znalazł odpowiedniego całkiem współdziałacza. Byłem z Włodzimirzem w równym wieku; znaliśmy się dobrze już jako pięcio, sześcioletnie dzieciaki i przypominam sobie, że oberwaliśmy raz porządne bicie za to, że psuliśmy
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.