Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

dwiku, zdarzy ujrzeć u którego ze zbieraczy ciekawości i dawnych pamiątek, litografią zrobioną wtenczas przez jednego z żyjących jeszcze artystów; przedstawia ona pana Naczelnika ze sztabem swoim i bliższem otoczeniem w sali rogalińskiéj, ogłaszającego Rzeczpospolitę. Dobrze się jéj przypatrz, bo główne fizionomie mają pewne podobieństwo do oryginałów.
Ów lasek zajęli partyzanci nie bez powodu; wiedzieli bowiem, że pójdzie tamtędy szosą świeżo zebrany oddział landwery. Było tak w istocie; uderzyli nań ze wszystkich stron i wzięli do niewoli bez wielkiego oporu. Nie pamiętam już czy ktokolwiek w tem spotkaniu poległ, ale karabinów zabrali przy téj sposobności nie mało. Ruszyła potem zwycięzka partya do Rogalina; wieś obsadzono, a w zamku była główna kwatera; ztamtąd, opanowawszy okolicę i wzmocnieni przez nadbiegających z różnych stron ochotników, przedsięwzięli partyzanci wyprawy, szczególnie do Kórnika, gdzie burmistrza i ławników wypędzono i Rzeczpospolitę ogłoszono, a poprzednio do zajętego przez piechotę pruską Śremu, zkąd, szturmując od strony mokrych łąk, po dość długiem obustronnem strzelaniu, nie bez dotkliwéj straty w zabitych i rannych, cofnąć się musieli. Możesz sobie wystawić, panie Ludwiku, jaki rozgłos miała u nas ta partyzancka pohulanka i jaką wzbudziła ciekawość. Co godzina niemal nowe z pod Kórnika, z pod Rogalina nadchodziły wieści, a im były dziwniejsze, tem bardziéj im dobroduszni wierzyli. Ale niedługo trwało; po kilku dniach przyszła wiadomość o rozbiciu rogalińskiego obozu i rozpędzeniu partyzantów napadniętych przeważnemi siłami piechoty i konnicy. Rozpierzchli się na wsze strony i po większéj części uszli cało, a jednym z tych, którzy się szczęśliwie wywikłali był, o czem by ci się ani śniło, późniejszy arcybiskup warszawski, Mie-