Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

mi o nim tkwi jeszcze w pamięci, bo tak on, jak i jego żona znali się od dawna z moimi rodzicami, a ja, po powrocie z uniwersytetu, widywałem go dość często, dopóki mieszkał w Poznaniu. Wywodził familię swoją z Galicyi, z pod Stanisławowa, lecz on sam rodził się tutaj, przy końcu przeszłego wieku, w Krąplewie, folwarku blisko Stęszewa, ponieważ ojciec jego, przepędziwszy młodość przy palestrze w Lublinie, przeniósł się potem w nasze strony, tutaj się ożenił i jako urzędnik w dobrach księcia Jabłonowskiego zawiadywał przez czas niejaki Racotem i kilku innemi wioskami w powiecie kościańskim. Gdy jednak ten cały tutejszy majątek Jabłonowskich przeszedł na własność książąt holenderskich straciwszy posadę, wziął pan Teodor Łukaszewicz w dzierżawę Czeszewo i w kilka lat potem umarł, zostawiając żonę w ciężkiem położeniu. Należało wprawdzie do niéj Krąplewo, ale ta posiadłość bardzo nie wielka, a kapitaliki odłożone pochłonęła wkrótce upadłość bankiera Kluga.
Trudno jéj więc było, w czasie powszechnéj biedy, zaburzeń i przechodów wojsk napoleońskich, utrzymać i wykształcić syna Józefa. Ale nasze matki, panie Ludwiku, w ogóle więcéj warte od ojców, to rzecz doświadczona, tak i tu było. Chłopiec umiał już czytać, a matka, nie puszczając Krąplewa, zdobyła się na nie wielką sumkę, jaka wtenczas wystarczała w szkołach klasztornych i oddała go do Pyzdr, pod opiekę Franciszkanów.
Tam przesiedziawszy trzy lata i pasiony samą prawie łaciną, co mu późniéj wyszło na dobre, dostał się potem młody Józef Łukaszewicz, nie wiem już przez zbieg jakich okoliczności, pod całkiem przeciwny wpływ, bo do szkółki prywatnéj pastora Rothwieda w Bninie. Był to jeszcze czas zupełnéj niemal obojętności religij-