Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy biblioteka Raczyńskich skończoną i na użytek publiczności oddaną została, objął Łukaszewicz nad nią zarząd i opiekę, które bez przerwy przeszło dwadzieścia trzy lata dzierzył. Nie potrzebuję ci ręczyć, panie Ludwiku, że obowiązki swoje bibliotekarskie ściśle wypełniał, bo rzadko byłbyś znalazł człowieka, któryby go w sumienności, a nawet w pedantyzmie, przewyższył; to jednak nadmienię, że starał się przedewszystkiem zaopatrzyć bibliotekę w książki polskie, jakby przeczuwał, że późniéj rzeczy inny obrót wezmą. Zresztą czynności bibliotekarskie nie są bynajmniéj mozolne i aż nadto wolnego czasu pozostawiają; wszakże tego czasu nie miał Łukaszewicz nigdy za wiele. Stosunek jego z Raczyńskim nie ustał; owszem, był pan Józef aż do śmierci hrabiego prawą jego ręką we wszystkiem, co się tyczyło wydawnictw.
Cała niemal praca, dotycząca wykonania, spadała na niego, co zaręczyć ci mogę, bo wielokrotnie miałem sposobność przekonania się o tem. Przyspasabianie rękopisów, dopilnowanie druku, korrekty, potrzebne przemowy, uwagi lub dodatki, po poprzedniem porozumieniu, były niemal zawsze robotą Łukaszewicza, który, lubo nieraz innego był zdania, musiał zastósować się do życzeń mocodawcy, nie znoszącego w ogóle żadnéj sprzeczności i będącego częstokroć w szorstkiem i apodyktycznem usposobieniu. Z tłómaczeń pisarzy łacińskich, które Raczyński spowodował i kosztem swoim wydawał, wykonał Łukaszewicz jedno z najdłuższych i najmozolniejszych, t. j. tłómaczenie Historyi naturalnéj Pliniusza, w dziesięciu grubych tomach, które, dla obszerności swojéj, nie mniéj dla mnóstwa nazw technicznych i naukowych wyrażeń, nie mało pracy i biegłości wymagało, a prócz tego przełożył wyborną polszczyzną Kwintyliana ksiąg dwanaście o kra-