Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

dąc dzieciakiem, gdy ją budowano; skończono ją bowiem roku dwudziestego dziewiątego i pamiętam jak się wydzierałem, aby biegać po owych kolumnach żelaznych, które przez długi czas leżały na ziemi, nim je na gmach wciągnięto. Sprowadzono je z Gliwic, a ustawiona z nich galerya miała, wedle myśli fundatora, przypominać galeryę Luwru, do któréj ma, w zmniejszonych rozmiarach, niejakie podobieństwo. Hrabiego Edwarda Raczyńskiego, który, przyjeżdżając do Poznania, mieszkał tu zwykle na pierwszym piętrze, naprzeciwko czytelni, lub na dole, gdzie teraz bank Wolffa, osobiście nie znałem, lecz widziałem go często tu w Poznaniu i słyszałem niejedno o nim zdanie. Słusznego wzrostu i średniéj tuszy, miał zwykle surdut brunatny, polskim krojem robiony i białą chustkę na szyi. Zobaczysz może, panie Ludwiku, tu i ówdzie piękną litografię przedstawiającą go na pół leżącego na sofie; twarz jego jest tam podobna, choć znacznie umłodzona i złagodzona. Panią Raczyńską tylko ze dwa lub trzy razy spotkałem; była już wtenczas nie młoda, dość wysoka, bardzo otyła i kulała trochę na jednę nogę. Jéj wizerunek olejny, zrobiony, gdy była jeszcze w średnim wieku, kazał mąż zawiesić w czytelni biblioteki, gdzie pozostał do dziś dnia.
O tem, że Raczyński ma wiele pańskiéj dumy, że mało jest przystępny i prawie z nikim, nawet z równorodowych, w bliższych nie żyje stosunkach, że dla tych, którzy od niego zależą, lub których za niższych uważa, jest często niemiłym i szorstkim, słyszałem dawniéj od takich, co go znali, albo z nim mieli do czynienia. Dla tego też dom państwa Raczyńskich, lubo znaczeniem społecznem i majątkowem wysoko stojący, nie był nigdy, ani w Poznaniu, ani na wsi, centrum towarzyskiem.
Wszakże te w niektórych rodach tradycyjne sła-