Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

mieszkaniem dyrektora gimnazyalnego Wendta, który w dziejach naszych szkolnych ważne zajmuje stanowisko; lecz, żeby niepsuć porzadku, powiem ci o nim co potrzeba, gdy przyjdziem na Gołębią ulicę i stary budynek naszéj poznańskiéj Almae matris zwiedzimy. Późniéj nabyli ów domek państwo Romanostwo Ziołeccy i tam ich kilka razy, po roku czterdziestym, odwiedziłem. Ojca pana Romana poznałem, gdy już był w bardzo podeszłym wieku, spędził bowiem na wsi większą część swego życia. W młodych latach uczył się prawa, a w czasie Księstwa Warszawskiego był tutaj naczelnikiem poczty poznańskiéj, późniéj zaś, po drugiéj okupacyi, redagował Gazetę W. Księstwa, będąc potrosze literatem. Sprzykrzywszy sobie jednak cenzurę i nowe stosunki, ustąpił z miasta, puścił się na dzierżawę, a gdy ta wypadła pomyślnie, kupił wieś Szypłowo w pleszewskim powiecie, którą, około czterdziestego szóstego roku, sprzedał panu Taczanowskiemu. Sprowadziwszy się znów do Poznania, zamieszkał tutaj na Fryderykowskiéj ulicy wraz z żoną, obok starszéj córki, pani Rymarkiewiczowéj i wkrótce potem umarł. Żona przeżyła go z lat kilkanaście, była to bowiem osoba niepospolitéj, na swój wiek, zwinności fizycznéj, żywości i swobody umysłowéj.
Syn ich jedynak skończył gimnazyum poznańskie, nim ja do niego przyszedłem, i odbywszy potem trzyletni kurs prawa na uniwersytecie wrocławskim, rozpoczął już był na dobre auskultatorkę w Poznaniu, gdy powstanie listopadowe wybuchło. Co wszyscy wtenczas zrobili, zrobił on także; poszedł i bił się przeciw Moskalom. Wrócił szczęśliwie, lecz drzwi do sądu znalazł dla siebie zamknięte i zawód swój przerwany. Nieczynnym przecież nie został, pomagał ojcu w gospodarstwie, a panu Edwardowi Raczyńskiemu w tłómaczeniach pisarzy ła-