Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

dla nas także gościnny, lubo w dość skromnéj mierze, można było uważać za wspólną własność wszystkich mieszkańców bez różnicy pochodzenia; z nowego większą ich połowę wykluczono. Dla tego też ów poprzedni, chociaż niekształtny i niepozorny, z wielkim, niezgrabnym dachem, był dla mnie i dla nas wszystkich siwych i łysych miłym starym znajomym, zwłaszcza iż się z nim łączyło niejedno przyjemne wspomnienie z młodych lat. Przechodząc koło niego od strony głównego wejścia, zwróconego ku Berlińskiéj ulicy, za każdą razą prawie odczytywałem z zadowoleniem ów napis nad skromną jego bramą: Dulce laborum lenimen, przypominając sobie jak przed dawnym czasem, gdy byłem w sekscie, na zapytanie moje, coby znaczył, ojciec mi go przetłómaczył i kazał w dodatku przedeklinować dulcis labor przez wszystkie przypadki. Gdy się weszło do wązkiéj dolnéj sieni, był zaraz naprzeciw bramy ciasny bufecik, na którego ciastka i karmelki nieraz jako chłopiec z tęsknotą spoglądałem. Królował tam kiedyś cukiernik Freund z Wrocławskiéj ulicy, zawsze swobodnie uśmiechnięty. Po lewéj stronie od bramy znajdowała się kasa, gdzie się często rozpaczliwie tłoczyłem, ze strachu czy na czas bilet dostanę. Środek, w części dla widzów przeznaczonéj, odznaczał się wielką oszczędnością ozdób; miał dwa rzędy lóż bez przegród między sobą i raj nad niemi. Lożę w pierwszym rzędzie, po lewéj stronie, tuż przy scenie będącą, trochę aksamitem i złoconemi sznurami upstrzoną, nazywano książęcą, ponieważ pierwotnie przeznaczoną była dla księztwa Radziwiłłów. Cały dół zajmował parter z dwoma rzędami zwyczajnych drewnianych ławek, niewyściełanych i nie numerowanych; dopiero w wiele późniejszym czasie przednie ławy odgrodzono od tylnych i zamieniono na numerowany parkiet. Przyjemną dla spektatorów było okolicznością,