społu z Niemcami, dość licznie i Polacy, już dla tego, że wyboru nie mieli, a nierównie bardziéj dla tego, że różnice narodowe i niechęci wzajemne tak wyraźnie wtenczas nie występowały. Dyrektor téj trupy nazywał się Vogt; przesiedział on w Poznaniu z lat dwadzieścia przynajmniéj i bodajnie tu ztąd przeniósł się do wieczności. Była to figura oryginalna: wysoki, bardzo gruby, z głową wielką, gęsto porosłą i rozczochraną czupryną; mówił grubym i doniosłym basem. Rzadko na deskach występował, ale w rolach tyranów, srogich ojców, szczególnie zaś w rolach spokojnie komicznych grał wybornie. Wiele częściéj występował na pobojowiskach węgierskich, był bowiem nie tylko Muz zwolennikiem, lecz i ojca Bachusa, a towarzysze na tem polu bardzo go lubili, bo dowcipem swoim ich bawił i sposobem opowiadania przygód teatralnych. Z bożkiem Plutusem w ustawicznych żył zatargach, co wspólną podobno wadą wszystkich dyrektorów teatralnych; kasa jego aż nadto często: biada mi! jęczała. Wszakże w takim razie zaradzał sobie jak mógł, ściągał gwiazdy zagraniczne na scenę poznańską, układał abonamenta, wymyślał nadzwyczajne przedstawienia z fajerwerkami, a w rozpaczliwych chwilach znajdował protektorów, nawet protektorkę, jak ci już wspomniałem.
Właściwym jednak dyrektorem była pani Vogtowa, która po pierwszym mężu ową trupę odziedziczyła. Poważna ta pani, drugiemu małżonkowi swemu w objętości mało co ustępując, siedziała zawsze w kasie i zbierała złotówki z wielką powagą, palcami, których od mnóstwa pierścieni widać niebyło, a jéj owisłe policzki, pod czepkiem szerokiemi wstążkami upstrzonym, uśmiechały się wdzięcznie, gdy publicus tłumnie tłoczył się przed kasą. Z aktorów, którzy nas najwięcéj zajmowali lub bawili, przypominam sobie Josta,
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.