Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

i czem się właściwie zajmował, być może, iż sposobił się do egzaminu rządowego.
Nagle, roku piędziesiątego czwartego, ile pamiętam, doszła nas tu smutna wiadomość, że już nie żyje. Umarł u przyjaciela swego, doktora Gerpego w Łabiszynie, na tyfus żołądkowy, a śmierć mu przyspieszyła podobno owa kula nie wyjęta, która się potem do wnętrzności przedostała.
Prócz Roberta miał stary pan Raabski, z drugiego małżeństwa, troje dzieci; syna, który żyje jeszcze jako pozasłużbowy kapitan artyleryi gdzieś tam na Szlązku i dwie córki, za młodu wysokie i piękne panny, z których starsza poszła za profesora uniwersytetu lwowskiego, Zielonackiego, druga za kupca Magnuszewicza; obiedwie jako wdowy żyją między nami.
Aby ci uzupełnić, panie Ludwiku, dzieje tego domu, dodaję, że kupił go jeszcze od starego pana Raabskiego, któremu się przyjemności z lokatorami przejadły, antykwaryusz Lissner za tanie pieniądze i pod arcywygodnemi warunkami. Prócz urządzenia handlu w dolnych pokojach, nie zmienił go w niczem z początku, dopiero spadkobiercy po nim wystawili nowe piętra, zmienili zupełnie zewnętrzną jego postać i zabudowali obszerne podwórze. Któżby z moich rówieśników w Księstwie nieznał Lissnera? Moja z nim znajomość sięga poza rok trzydziesty, z pierwotnych jego dziejów wiem jednak tylko tyle, iż, jak większa część bogatych żydów u nas, był ipse fortunae suae faber. Za młodu kupczykując w rozmaitych handlach, sprzykrzył sobie wreszcie służbę i, około roku dwudziestego ósmego, zaczął proceder na własną rękę, a nie głupio, bo w tym rodzaju nie było wtedy prawie żadnych konkurentów. Nieraz przyszedł do mego ojca, dźwigając pakę rozmaitych książek sznurkami związanych; kupował za parę