Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

kownika także znałem; starszego, którego tytułowano podsędkiem, spotkałem kilka razy w rozmowie z ojcem moim i z innymi; zrobił na mnie wrażenie starego kawalera zgryźliwego i niezadowolonego ze świata i ludzi. Z drugim bratem, Ksawerym, o lat pięć czy sześć starszym odemnie, chodziłem razem do szkół; dobry, przyjacielski i wesoły chłopiec, szczotek i wody nie bardzo lubił, do pracy się nie lenił, szkolne jednak roboty dla pozaszkolnych zaniedbywał.
Bardzo wcześnie zaczęło go coś przeć ku wschodowi, a znalazłszy między niedobitkami tutejszych Franciszkanów jakiegoś patra niemieckiego pochodzenia, który był znakomitym oryentalistą, uczył się u niego zawzięcie po hebrejsku, arabsku i chaldejsku; dla tego nazywaliśmy go wszyscy Arabem i przydomek Araba pozostał mu do śmierci. Ze szkół poszedł trzydziestego roku do powstania, a wróciwszy szczęśliwie nie chwycił się żadnego zawodu i żył sobie sans souci z resztek odziedziczonéj fortuny, jeżdżąc z miejsca na miejsce i przesiadując u siostry lub krewnych. Zszedłem się z nim w późniejszych czasach kilka razy i widziałem, że się i zewnętrznie i wewnętrznie mało co zmienił, tylko studya oryentalne zarzucił, innych się zaś chwycił, które mu się do skrócenia życia wielce przyczyniły.
A teraz, panie Ludwiku, obeszliśmy, jak widzisz, szczęśliwie cały Plac Wilhelmowski; nic ci więcéj o nim nie mam do powiedzenia, zwłaszcza iż o narożnéj kamienicy, w któréj się mieści obecnie Hotel rzymski, już poprzednio nadmieniłem, com wiedział. Idźmy zatem daléj, a raczéj wróćmy się napowrót do teatru. Oto masz przed sobą Berlińską ulicę: zajęta teraz od początku do końca, po obydwóch stronach, wielkiemi, po większéj części trzypiętrowemi domami, wyglądała przed trzydziestym rokiem, a nawet jeszcze kilkanaście lat pó-