marły; najmłodsza z nich w pierwszym czasie swego małżeństwa. O synu zaś, do którego to gniazdo rodzicielskie dziś jeszcze należy, nic ci nie powiem, bo żyje jeszcze i zna go cały Poznań. Ileż ja to razy, panie Ludwiku, bywałem w tym domu przed pół wiekiem przeszło, za dni szczęśliwych pierwszéj młodości, zadowolonéj z siebie i z świata! Jest tam na drugiem piętrze mała izdebka zaraz przy schodach, któréj okno wychodzi na ową Wysoką uliczkę; niejeden wieczór spędziliśmy tam wesoło z ówczesnym jéj mieszkańcem, we dwóch, we trzech, lub czterech, bo wiele więcéj zmieścić się nie mogło, gawędząc o profesorach, szczególnie o Wannowskim i Stocu, o kolegach, o białych i czarnych kuzyakach i o etcaetera, paląc rozkosznie z długich fajek „Drei König Knaster“, po dziewięć groszy paczka, albo „Cuba-Knaster“ i obserwując czasem strojącą się starą panią J., któréj okno było naprzeciw. Prócz gospodarza, pokoiku i mnie, wszyscy inni członkowie owego przyjacielskiego klubu już od dawna na polach elizejskich.
Pożegnamy teraz rezydencyę Kramarkiewiczów i pójdziemy daléj. Ten skromny domek na przeciwnym rogu Wysokiéj uliczki powstał także przed mojem urodzeniem i nie zmienił pierwotnego kształtu, a bezpośrednio za nim, aż pod sam kościół św.-Marciński, jeszcze przed trzydziestu paru laty wyglądało całkiem inaczéj.
Stała tam najpierw chałupina o kilku okienkach, a za nią ciągnął się aż do samego kościoła płot z desek, chroniący od ulicy puste podwórze kościelne, w środku którego sterczała stara dzwonnica patryarchalnéj struktury. Miejsce owych starożytności zajmuje, jak widzisz, ogródek z posągiem Mickiewicza, oraz ta wielka kamienica, należąca obecnie do troskliwego i biegłego opiekuna ócz naszych, dr. Wicherkiewicza. Zaczęto ową
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/10
Ta strona została skorygowana.