Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/104

Ta strona została przepisana.

sunkach bowiem prywatnych i spółecznych był nasz Władyś bardzo sympatyczną istotą. Nadzwyczaj łatwy i naturalny w obejściu, dla wszystkich równy i zwykle swobodny, jednał sobie każdego przy pierwszem spotkaniu. Przestawania z ludźmi ne unikał, owszem towarzystwa lubił, w związki poufne i przyjacielskie chętnie wchodził, gdy odpowiedni swemu znalazł sposób myślenia. Wielkie znajdował upodobanie w rozmowach i dysputach, szczególnie o przedmiotach politycznych, spółecznych i narodowych; ożywiał się wtedy bardzo, wyrokował zwykle stanowczo i upierał się przy swojem; wszakże łagodnie i względnie przekonywającym często ustępował, ale przy nieostróżnem słówku i za dotknięciem jego poczucia osobistéj wartości, występowało groźnie owe Ego.
Serce miał wraźliwe i czułe, za które snadno schwycić go było można; dawał co mógł, czasem i więcéj, bo proźbom i nagabywaniu jego wspaniałomyślności lub uczuć patryotycznych rzadko oprzeć się zdołał; to też wielu nadużywało owéj jego słabéj strony. Jak miłował ojczyznę, tak też miłość rodziców głęboko w nim była wszczepiona i do ostatniéj chwili zachował idealną cześć dla ojca, nie mniéj przywiązanie niczem niezachwiane do rodziny, która mu się za to zaufaniem zupełnem i wielokrotnemi ofiarami i dowodami poświęcenia wywdzięczała. Wreszcie dodać muszę, iż republikańsko-demokratyczne skłonności i naukowo-niemieckie jego wykształcenie nie zachwiały w nim religijnych uczuć domowym chowem wpojonych. Okazał to nie tylko w ostatniéj chwili, lecz i w całym przebiegu życia, oddając kościołowi cześć przynależną; w trudnych i wątpliwych wypadkach uciekał się do modlitwy i szukał w niéj światła, a obrazek Najś. P. Częstochowskiéj woził wszędzie z sobą.
A teraz, panie Ludwiku, czas wielki, żebyśmy z miejsca ruszyli i szli trochę daléj. Tu, o Św. Marcinie, nie