Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

to wszystko kończyło się pieniędzmi, reguła zaś procentu nie miała dla niego tajemnic, stworzył sobie poważną fortunkę i wypoczywał po trudach przebytych w tym domku, gdzie go nieraz latem widziałem siedzącego w otwartem oknie i patrzącego na świat z zadowoleniem.
Granicząca z owym domkiem i niemniéj stara jednopiętrowa kamieniczka należała dawniéj przez czas niejaki do współwiercy pana Katza, który podobnie zacząwszy proceder, wyniósł się potem na stanowisko ajenta i pośrednika w sprawach pieniężnych i spekulacyjnych. Różnił on się znacznie od swego sąsiada i postacią i wzięciem. Dobrego wzrostu, otwartéj i przyjemnéj twarzy, miał ten pan Radziejewski, z którym się, wszakże całkiem bezinteresownie, znałem, coś bardzo przyzwoitego w sobie i wzbudzającego zaufanie. Mówił wyśmienicie po polsku, tak iżby z wymowy jego i zwrotów językowych nikt żyda nie zmiarkował, a ponieważ zdarzyło mi się odbywać z nim gawędki, nawet pewnego razu dość długą, jechaliśmy bowiem dyliżansem we dwoje, nie pamiętam już dokąd, miałem sposobność przekonania się o jego gruntownéj znajomości naszych spółecznych i finansowych stosunków. Koligacye, stan majątkowy, dzieje domowe rodzin obywateli wiejskich znał na palcach, a niejednego z nich pod względem wartości moralnéj bardzo trafnie oceniał. Ciągłe stykanie się ze światem polskim, a może i to, że głównie z Polaków przyszedł do majątku, budziło w nim widoczną życzliwość dla wszystkiego co nasze, którą także starszy syn jego, w młodym wieku zmarły, szczerze był przejęty. Prócz owéj kamieniczki należał do Radziejewskiego otóż ten z tyłu za nią znacznie niżéj stojący okrągły budynek, który teraz tylko przez wązkie przejście dostrzedz można. Znany jest powszechnie pod nazwiskiem rotun-