było można. Cechowała go przedewszystkiem nieugięta prawość charakteru i, obok bystrego rozumu, stanowczość woli; dla tego wszystko, co było nierzetelnem, dwuznacznem lub koszlawem w myślach i czynach, wzbudzało w nim głęboką niechęć i draźniło mu nerwy, jak przeciwnie dawał się często porwać od razu, gdy mu się coś dobrem lub pięknem zdawało. Nie bez poczucia swéj wartości, chociaż daleki od wszelkiéj próżności i pyszki, które za śmieszność uważał, nie łatwo zmieniał zdanie swoje lub schodził z raz obranéj drogi, ale nikt chętniéj nie przyznawał się do pomyłki, skoro mu ją wykazano. Serce miał bardzo wraźliwe i czułe, nawet silniejsze wzruszenia długo je niepokoiły, jakkolwiek na pozór widać tego nie było. Bez pracy, a przynajmniéj bez zatrudnienia żyć nie mógł; odwiedzając go bardzo często, nigdy go prawie niezajętego nie zastałem, ale towarzystwo, osobliwie bliższych osób, bardzo lubił, a ponieważ myśli i fantazyi nie brakło mu w głowie, była rozmowa jego zwykle ożywioną i zajmującą, a w sporach i dysputach jasną i przekonywającą. Czasem, gdy miał weselsze chwile, do czego młodszemi laty bardzo był skłonny, pojawiała się u niego owa pochopność do zwrotów ironicznych, których mu znajomi zresztą za złe nie brali, zwłaszcza iż były dowcipne i trafne. Chociaż do wysuwających się naprzód nie należał, przyszło mu jednak bardzo często występować publicznie przy najrozmaitszych sposobnościach. Z łatwością i przyzwoitym taktem wywięzywał się z zadania swego, mówiąc zwykle bez przygotowania i nieraz zadziwił słuchaczy obfitością i doborem słów, osobliwie zaś zręcznością w pochwyceniu i wytłómaczeniu tego, o co właśnie chodziło.
Tak, panie Ludwiku, nie ma wprawdzie ludzi, bez którychby się świat nie obył, ale są ludzie, których strata boleśniejszą jest dla bliskich i dla ogółu, niż strata
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/143
Ta strona została przepisana.