miennością posuniętą nieraz do pedantyzmu; każdy ci to powie, ktokolwiek w ściślejszych był z nim stosunkach.
Owe dwa lata służby ubiegły zresztą tutaj Bentkowskiemu bardzo przyjemnie. W Poznaniu wtenczas inaczéj dla nas wyglądało, niż obecnie; Polaków w urzędowych stanowiskach znajdowało się dość dużo; z prowincyi, jeszcze nie zbankrutowanéj i nie wywłaszczonéj, obywatele często przybywali i dłużéj przesiadywali w mieście, zwłaszcza iż pszenica płaciła i wełna płaciła, banków nie znano, a podatki ani równać się mogły z dzisiejszemi; Niemcy, przynajmniéj o połowę mniéj liczni, byli skromniejszymi w objawach swéj przewagi i niechęci; chodziliśmy więc środkiem ulicy, jak to mówią Francuzi.
Przytem usposobienie w świecie polskim było swobodne, bo ze strony rządu, po czterdziestym roku, znacznie cugli popuszczono, cała zaś generacya listopadowa, w pełnéj jeszcze liczbie i sile wieku, ożywiała siebie i innych wspomnieniami i opowieściami z powstania, a nurtujące wszędzie przygotowania do nowego wybuchu zajmowały umysły i szerzyły zwodnicze nadzieje. Szczególnie w karnawałowych miesiącach roiła się tutaj Polonia, a towarzystw użyć było można we dnie i w nocy w domach prywatnych i w Bazarze.
Bentkowski zapoznał się mniéj więcéj z wszystkimi i byłbyś go mógł zastać, jak to mówią, wszędzie, i wszędzie uważano go za bardzo miłego gościa, bo przyzwoitą rutynę i wesołość towarzyską posiadał w wysokim stopniu i zachował je do późnego wieku. Tak w poważnych dyskusyach jasnym rozumem i znajomością rzeczy odznaczał się między innymi, jak nie mniéj skorym się okazywał do wesołych rozmów i zabaw, z wyjątkiem jedynie tańca, na który się nigdy nie odważył. Z łatwością nawet dał mi się namówić, jak ci już powiedziałem, do wystąpienia w przedstawieniu amatorskiem i wybornie
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/152
Ta strona została przepisana.