Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/155

Ta strona została przepisana.

Na towarzyskich skłonnościach i wesołym humorze nie zbywało przytem obojga państwu Dembowskim; zawsze się kogoś u nich zastało, szczególnie z młodego świata, a na zebraniach i zabawach w mieście często ich spotykałem. Pani, z domu Chłedowska, młodsza o lat kilka od męża, zewnętrznie różniła się od niego; mała także, ale dość opiekła, ciemna brunetka, z trochę zadartym noskiem, czarnemi oczkami, okrągłą, trochę nieregularną, lecz dość przyjemną twarzyczką, zdawała mi się, pod względem umysłowego usposobienia, nieco wybuchową i fantastyczną istotą i chociaż w obcowaniu z ludźmi i rozmowie była zwykle ożywioną i naiwną, robiła na mnie wrażenie jak gdyby życia ze strony rzeczywistéj i praktycznéj brać nie chciała lub nie umiała. Tłómaczyły to i wiek bardzo młody i okoliczność, że jako dziecko jeszcze odłączoną została od opieki rodziców, którzy po powstaniu trzydziestego roku z kraju wyemigrowali.
Gdy tę sympatyczną parkę rząd pruski wydalił tu ztąd czterdziestego piątego czy też szóstego roku, nie wiem dokąd uszła i co się z nią działo i dopiero czterdziestego ósmego dowiedzieliśmy się z żalem o tragicznéj śmierci Edwarda Dembowskiego pod Krakowem. Stanął on tam wtenczas, porwany i zapalony owemi rozruchami po całéj Europie, na czele sfanatyzowanego zastępu, złożonego z rozmaitych ludzi, po większéj części młodzieniaszków i prostaczków, objął poniekąd dyktaturę w zastraszonem mieście, ogłosił piorunujące manifesty O rewolucyi społecznéj i przeciw Ex-szlachcie, niezwykle odważnym zamachem zdobył Wieliczkę, ale niebawem w uroczystéj i zbrojnéj procesyi wyprawionéj z Krakowa na Podgórze, aby lud do powstania zapalić, zginął jakoś bez śladu, gdy za uderzeniem Austryaków i chłopów powstała zawierucha.