Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/161

Ta strona została przepisana.

przemysłowi. Znajdowali się bardzo często ochotnicy, którzy przysyłali korespondencye i artykuły rozumujące; dostarczał ich Cegielski, czasami Kalinka, Klaczko i inni ze wsi i z miasta, ale jeśli listonosz niczem nie zasilił, natenczas musiał biedak Bentkowski sam wszystkie luki zapełniać, a zadanie to było nie małe, jeśli zważysz, że „Goniec“ ten sam prawie miał format, co dzisiejszy „Dziennik“ i że w przecięciu na dziesięć artykułów wstępnych ze sześć przynajmniéj sam redaktor pisać musiał; a pisał je zręcznie i wytrawnie, jak się przekonać możesz, wziąwszy „Gońca“ do ręki. Nieraz dziwiłem się, że nie traci na swoim zwykłym, swobodnym humorze i zkąd mu się czas bierze, iż może jeszcze przyjaciół odwiedzać, prywatne listy pisywać, to i owo czytać. Odbywał on ten ciężki zaciąg tu przy Podgórnéj ulicy i właśnie w tym domu i pokoju, gdzie teraźniejszy redaktor „Dziennika“ za grzechy swoje pokutuje.
Uciążliwa ta praca dziennikarska trwała mniéj więcéj półtora roku; zdaje mi się, że z ostatnim grudnia piędziesiątego pierwszego „Goniec“ żywot swéj zakończył. Mimo wszelkich przebiegłych wymysłów wydawcy musiał uledz zakazom władz rządowych, których niechęć ściągnął na się spokojną i przyzwoitą, ale nieustraszoną i wytrwałą obroną praw i potrzeb narodowości polskiéj. Tak dalece „Goniec“ stał się niemiłym rządowi, że już w listopadzie zamknięto, z jego przyczyny, księgarnię Stefańskiego i zapieczętowano prasy jego drukarni. Nie stracili wszakże fantazyi ani redaktor, ani wydawca i po kilku dniach przerwy ukazał się znów „Goniec“, odciskany w innéj drukarni, Pawickiego i Gubego. Ale żył jeszcze tylko kilka tygodni, gdyż, mimo wszelkich apelacyi, przyszedł ostateczny rozkaz zapieczętowania każdéj drukarni, w któréjby się „Goniec“ pojawił.