Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/165

Ta strona została przepisana.

zapału, oszołomonienia, bezradności, poświęcenia, niezdolności, marnych wysiłków i przytem wytrwałości; straszliwej biedy i cierpień obok bezmyślnéj nadziei, niesforności i lekceważenia życia, które wszystkie razem złożyły się wtenczas na całość przedsięwzięć powstańczych. Bentkowski był przy ogłoszeniu dyktatury w obozie pod Goszczą, mianowany został jeszcze tego samego dnia szefem sztabu dyktatora, z którym ruszył niebawem kilka mil daléj. Tułał się potem bez przestanku w ciasnem kole, po polach, lasach i wioskach, w błocie, deszczu i śniegu, o głodzie i biedzie. Mimo zapalenia gardła, gorączki i ustania głosu, dzień i noc nie schodząc prawie z siodła, silił się, ile mógł, trzymać w ładzie i karności rozchodzące się ciągle i znów schodzące wygłodzone i zziębnięte tłumy; rady zaś wojenne, nie wiedzące co czynić, spowodować się starał do stanowczych uchwał.
Możesz sobie wystawić, panie Ludwiku, co się wtenczas działo w duszy tego człowieka, którego ideałem zawsze było dążenie do jasno wytkniętego celu, porządek i bezwzględne wypełnianie obowiązku. Przebywszy w takich okolicznościach utarczki pod Buskiem, Chrobrzem czyli Zagościem i Grochowiskami, na radzie wojennéj po téj ostatniéj sam jeden domagał się, aby granicy nie przechodzić, lecz ruszyć daléj w głąb Królestwa i połączyć się z innemi oddziałami. Ale podczas narady wszystko już niemal przeszło do Galicyi; Bentkowskiemu zniknęły konie i rzeczy, i tak jak stał, z największą trudnością, przeprawił się jeden z ostatnich na drugą stronę.
Przybywszy do Krakowa, udało mu się czas krótki przeżyć na wolności i brać czynny udział w układaniu nowych planów i w naradach z jenerałem Kruszewskim; lecz wykonać nic już nie mógł, gdyż schwytany odpoku-