Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/166

Ta strona została przepisana.

tował niebawem wyprawę swoją więzieniem w Krakowie. Było mu tam stosunkowo jeszcze znośnie; władze austryackie nie okazywały zbytniéj zawziętości, a liczni przyjaciele, których miał w mieście, czynili co mogli, aby mu przynieść ulgę w jego położeniu. Po roku, uwolniony z rozkazem opuszczenia krajów austryackich, zabawiwszy niedługo w Dreźnie, wrócił z początkiem sześćdziesiątego piątego roku do Poznania. Nie potrzebuję ci powiadać, jak szczerze ucieszyliśmy się wszyscy, ujrzawszy znowu poczciwego Bentkowiusza, chociaż znacznie był zbiedzony; ale wolność jego krótko trwała. Łączyła nas tutaj wtenczas z caratem najczulsza serdeczność; toasty czarnogórskie były w dalekiéj jeszcze przyszłości, taki więc buntowszczyk ujść i tu nie mógł bezkarnie; pojmano go, zawieziono do Berlina, wytoczono mu proces i skazano na rok fortecznego więzienia, który w cytadeli magdeburskiéj sumiennie odsiedział. Tam obchodzono się z nim, jak mówił, przyzwoicie, ale nie zezwolono na najmniejszą ulgę, trzymając się bezwzględnie regulaminu więziennego, zwłaszcza iż bardzo wysoko stojąca osoba, która wtenczas przez Magdeburg przejeżdżała, nakazała wyraźnie komendantowi, aby z więźniami politycznymi obchodzono się jak najściśléj wedle przepisów.
Nareszcie i ten ciężki rok minął i przybył Bentkowski znów do nas, odsiedziawszy wszystkie swoje kary, w początku Czerwca sześćdziesiątego szóstego roku, bez widocznego szwanku na zdrowiu. Wszyscy starali mu się serdecznem przyjęciem wynagrodzić poniesione trudy, niebezpieczeństwa i cierpienia więzienne, ale naturalnie stawiło się dlań znów pytanie: co począć? Ofiarowano mu ponownie mandat poselski, ale, w przesadnem może poczuciu przyzwoitości i honoru, nie chciał już teraz, jako karany, zająć miejsca w izbie poselskiéj; do dzien-