Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

łem i w ciągu czterdziestego pierwszego roku miewał regularne odczyty z dziedziny fizyki i chemii. W późniejszym czasie, ile razy, bądź na korzyść Naukowéj Pomocy, bądź w innym jakim dobroczynnym celu, odbywały się publiczne wykłady, nie odmawiał nigdy swego udziału; pamiętam nawet do dziś dnia jednę z astronomicznych jego prelekcyi na Bazarowéj sali, która nas wielu jasnem i popularnem przedstawieniem obranego przedmiotu bardzo zajęła.
Ale nadszedł rok czterdziesty szósty. Matecki dał się porwać także wirowi spiskowemu, którego jedną z głównych osi był szwagier jego Libelt; uczynił to jednak bardziéj z poczucia koleżeńskiéj solidarności, pociągnięty przykładem i namową przyjaciół, dawniejszych towarzyszów broni, aniżeli spowodowany przekonaniem. Pojmano go późniéj od innych, zdawało nam się nawet, że mu dadzą pokój. W owych kilku dniach niepewności parę razy się z nim widziałem i mówił mi, że od dawna podobny koniec sprawy téj przepowiadał, lecz cofnąć się nie mógł. Nie zapomniano jednak o nim; poznał się z Sonnenburgiem i Moabitem, zasiadł na ławie oskarżonych i, jak wszyscy inni, odzyskał wolność dopiero przez marcowe powstanie Berlińczyków czterdziestego ósmego roku. Niebawem wrócił do Poznania i do przerwanéj praktyki, lecz przez cały ten rok właściwie spokoju nie odzyskał. Krótko po powrocie wezwany został przez wydział wojenny komitetu narodowego, aby wypracował plan organizacyi sztabu lekarskiego i całéj służby lekarskiéj, obliczonéj na armię piędziesięcio-tysięczną. Było to jeszcze w owéj ułudnéj chwili, kiedy myślano, że razem z Niemcami przejdziemy granicę, aby tam wszystkich wezwać do wolności. Zajął się tem Matecki, lecz planu nie dokończył, bo w dni kilka wszystko się zmieniło; nie my bić za-