Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/174

Ta strona została przepisana.

dynków, które tu widzisz. Postawiono ją za pierwszych pruskich czasów, gdy Strzelecką ulicę stworzono, a jaką była od samego początku, taką jest i dzisiaj; postęp nie wywarł na nią żadnego wpływu. Teraz nikt o niéj nie wie, ale przed piędziesięciu laty miała swoje znaczenie. Była to znana w całym Poznaniu, w całéj prawie prowincyi Oberża pod złotą gęsią, bo ten ptaszek na czarnéj desce świecił nad jéj drzwiami złotemi pióry, i należała do pierwszych hoteli tutejszych, kiedy jeszcze o komfort i ozdobność w domach zajezdnych nikomu nie chodziło. Téj tradycyi w późniejszych nawet czasach wiernymi pozostali Radziwiłłowie, bo ilekroć synowie księcia Antoniego, Wilhelm i Bogusław przyjeżdżali tutaj na sejmy prowincyalne lub z innéj jakiéj przyczyny, mieszkali zawsze pod Złotą Gęsią, chociaż już Bazar i inne dogodniejsze hotele od dawna stały na nogach. Nie wiem kiedy Złota Gęś w swem starem gnieździe przestała gości przyjmować, ale około siedemdziesiątego roku widywałem często nowego właściciela tego gniazda, siedzącego w obszernym szlafroku na owym balkoniku nad bramą wjezdną, zwróconym ku Strzeleckiéj ulicy i spożywającego ze spokojnem zadowoleniem śniadania lub wieczerze. Ciekawa ta wtenczas figura w Poznaniu, niska, gruba, trochę pochyło się trzymająca, z dużą głową, ciemnemi długiemi włosami pokrytą, z szeroką, bezmyślną na pozór twarzą, przedstawiała pana Hüppego, artystę z powołania i długoletniego nauczyciela rysunków przy gimnazyum fryderykowskiem. Musiał on za młodu być nieco idealniejszym, gdyż ulubiła go sobie młoda niemiecka szlachcianeczka, którą rysować uczył i wbrew woli rodziców, jak się zdaje, zawarła z nim stadło małżeńskie. Znałem obojga, a chociaż bardzo zdaleka, wiem jednak, że pan Hüppe w kunszcie swoim Rafaelowi niedorównał, pani zaś całkiem ładna i miła brunetka, mimo nader cichéj i skro-