Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/180

Ta strona została przepisana.

i moralne podobieństwo. Ks. kanonik, nie odznaczając się polotem umysłowym, robił jednak wrażenie nadzwyczaj łagodnego i szczerego człowieka i okazywał się od pierwszéj chwili życzliwym dla każdego; to też na Tumie powszechnie był lubiony i szanowany, a w przyjacielskich żył stosunkach z biskupem Stefanowiczem i prałatem Brzezińskim. Zawdzięczał on powołanie do zajęcia stalli w katedrze poznańskiéj głównie wieloletniéj pracy w parafii Brenno, gdzie starzy ludzie do dziś dnia go pamiętają. Nie tylko bowiem jako ksiądz i proboszcz pełnił obowiązki z wszelkiem poświęceniem, lecz, jako gorliwy Polak, bronił owieczki swoje słowem i czynem od zgubnego wpływu otaczających je w okół Niemców; popadającym w biedę gospodarzom polskim szedł w pomoc pieniędzmi, aby przy własności swojéj utrzymać się mogli, niemieckie zaś posiadłości, ilekroć się nastręczyła sposobność do nabycia ich, kupował i naszymi ludźmi obsadzał. Im rzadziéj coś podobnego się dzieje, tem bardziéj zasługuje na uznanie, dla tego ci też tutaj o tym cichym i potulnym księdzu nadmieniłem, którego twarz sympatyczną, niemal zawsze przyjaźnie uśmiechniętą mam jeszcze przed oczyma.
Z przeciwnéj strony Piotrowego placu stanęła najpierw, na kilka lat przed trzydziestym, jednopiętrowa dłnga kamienica, tworząca róg Śto-Marcińskiéj ulicy i znana jako Hotel Wiedeński, któremu teraz nazwę swoją zawdzięcza tuż przy niéj będąca owa krótka Wiedeńska ulica. Ulica ta i ogromny budynek wznoszący się obecnie na miejscu dawniejszego hotelu powstały w czasach zapalczywéj spekulacyi i złudzeń finansowych, które i nas tutaj pochwyciły, wiejąc silnie z zachodu po sedanowych tryumfach; przedtem miejsce ulicy zajmował mur, za nim zaś część wielkiego hotelowego podwórza i ogrodu. Otóż założyciela hotelu wiedeńskiego pamię-