Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/181

Ta strona została przepisana.

tam dobrze i był on dawnemi czasy znaną osobistością w Poznaniu. Nazywał się Nieczkowski, ale to czysto polskie nazwisko oznaczało Niemca, który po polsku nigdy nie mówił. Zkąd on pochodził, wiedzą bogowie, ale przybył tu razem z dworem księcia Antoniego Radziwiłła, gdzie zajmował miejsce jednego z podrzędnych służących. Używano go, ile razy na zamku był obiad, bal, zebranie, lub inna jaka uroczystość, do spraszania gości, bo wtenczas odbywało się to po większéj części ustnie i tak zwane bilety inwitacyjne późniejszym są wynalazkiem. Chodził więc pan Nieczkowski wyfrakowany od domu do domu i zapraszał, jak sam to nieraz u mego ojca widziałem; ponieważ zaś był sprytny i myślał sobie po niemiecku: trzeba przecie coś przytem zarobić, przeto nosił w kieszeni białe rękawiczki, flaszeczki z kolońską wodą, śpileczki i inne fatałaszki do stroju i kusił niemi zaproszonych, którzy naturalnie, ulegając najczęściéj pokusie, płacili za nie wspaniałomyślnie. Innych dróg, któremi Nieczkoś przytem może chodził, nie znam, dość że doszedł dokąd chciał. Za zebrane powoli przemysłem i oszczędnością kapitaliki kupił ten ogromny grunt, na którym widzisz dzisiaj kamienicę pani Bronikowskiéj i Wiedeńską ulicę, a nabył go niewątpliwie taniemi pieniędzmi, bo wtenczas złotówka więcéj prawie znaczyła niż obecnie talar, i wybudował na nim duży i długi dom, którego część na oberżę urządził, część zaś na mieszkania wypuszczał. Interes ten nie zawiódł, zwłaszcza iż właściciel i jego małżonka, ile pamiętam, wysoka, silna i nie nadobna jejmość, żyjąc po swojemu jak dawniéj, sami pracowali, dozorowali, służyli, zbierali i chowali; ponieważ zaś z zarządem hotelu łączyły się też i inne operacye finansowe, przeto majątek Nieczkowskich urosł z czasem bardzo znacznie. Jaki był koniec obojga starszych i kiedy nastąpił, tego nie wiem,