chce kogoś bardzo znakomitego uśmiercić, a ponieważ znano dobrze wszystkie szczegóły jego pobytu w naszem mieście i u ks. Koźmiana, nastąpiły skutkiem tego niebawem: szczelna rewizya w Hotelu Wiedeńskim, zabranie mnóstwa listów i papierów ks. Koźmiana, jako też zamknięcie pensyonatu i konwiktu; co potem z Westerwellem się stało, wiedzą bogowie!
Rozwiązanie tego zakładu było dotkliwą szkodą dla naszéj publiczności tak majętniejszéj, jako i ubogiéj; wątpię jednak, iżby pociągnęło za sobą materyalną szkodę dla ks. Jana. Nabycie wielkiego domu, urządzenie w nim lokalów i kaplicy, obmyślenie wszelkich potrzebnych sprzętów i przyborów dla tak wielkiej liczby alumnów i służby, żywienie odpowiednie tego mnóstwa osób, słowem wszystkie z tem przedsięwzięciem połączone wydatki od pierwszéj chwili szły wyłącznie, ile mi wiadomo, z kieszeni ks. Jana. Dochody z pensyonatu mogły być dość znaczne, lecz w żadnym razie nie znajdowały się w stosunku do wydatków, zwłaszcza iż ci i owi rodzice, licząc na to, że „ksiądz da sobie przecież radę“, zapominali często o prawdzie matematycznéj, iż „w Poznaniu nic za darmo nie dadzą“; oddział zaś pauprów konsumował niemało, a zgoła nic nie przynosił. Daléj wielkie gospodarstwo domowe i kuchenne z alumnatami połączone nastręczało licznéj służbie, któréj przy wydatkach patrzeć należycie na palce przełożony zakładu nie mógł, niemało sposobności do wyzyskiwania i marnowania zasobów. Pomyśl sobie, że do tego dodać jeszcze trzeba koszta wydawnictwa Przeglądu, a przedewszystkiem ciągłe datki na jałmużny, na dobroczynne i pobożne cele, do których ks. Jan aż nadto był pohopnym, uważając je za kapłański i chrześciański obowiązek, a zrozumiesz z łatwością, panie Ludwiku, iż finansowe stosunki musiały się wkrótce zaciemnić i za-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/200
Ta strona została przepisana.