gmatwać, zwłaszcza że, jak mi mówiono, ks. Jan po śmierci żony zrzekł się był jéj majątku, a sam znaczniejszych kapitałów nie posiadał. Prócz książek, na które dość wydawał, bo w końcu złożyła się z nich bardzo znaczna biblioteka, pełna dzieł rzadkich teologicznych i historycznych, którą po jego zgonie brat Stanisław Towarzystwu Przyjaciół Nauk przekazał, nie miał ks. Jan.
prawie żadnych osobistych potrzeb. Żył jak wikary, a patrząc na jego rewerendy, myślałbyś, że to któryś z najskępszych wiejskich proboszczy; a przecież, skutkiem wspomnianych co dopiero okoliczności, łatając biedę, jak mógł przez czas niejaki, ujrzał się wreszcie w tak trudnem położeniu, iż sobie rady nie wiedział. Nie dziw więc, że, aby znaleźć wyjście, chciał pewnego razu, bawiąc za granicą, próbować szczęścia w zakładzie poniekąd do loteryi podobnym. Była to chwila słabości i zapomnienia, przyznaję, ale bezwzględnie doskonałym nikt nie jest na tym świecie, a desperacya czasem i najlepszych poza granice uniesie. Wycierpiał za to ks. Jan niemało, gdyż przeciwnicy złośliwie się pospieszyli wypadek ów wyzyskać; odpokutował go moralnie i kanonicznie z uznaniem i rezygnacyą. Wszakże w końcu, nawet przed jego śmiercią, wyrównane zostały wszelkie niedobory, zapełnione wszelkie szczerby i nikt przez niego krzywdy nie poniósł, a mało kto pamiętał o tem, że co ks. Jan wydał, nie dla siebie wydał, tylko dla innych i że tylko o zbytek i nieobliczanie się w ofiarności mógł być pomawianym.
Jak ci już wspomniałem, prócz głównego swego i mozolnego zatrudnienia przy zakładzie, miał ks. Jan, osiadłszy w Poznaniu, mnóstwo innych; w ciągłéj był pracy, bo tak z temperamentu, jako i z wyrobionego przekonania czuł wstręt do lenistwa i objawiał pewną żądzę czynności i wpływania, ile możności, na innych
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/201
Ta strona została przepisana.