Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/202

Ta strona została przepisana.

w interesie wiary i w interesie narodu. Jako ksiądz wypełniał więc gorliwie nie tylko własne obowiązki kapłańskie, lecz na każde wezwanie, jeśli mógł, spieszył z największą gotowością w pomoc konfratrom swoim, co mu poświadczą ci z nich, którzy jeszcze żyją. Kazania jego ściągały zawsze mnóstwo ludu do kościoła, tak w zwyczajne święta, jako i przy nadzwyczajnych sposobnościach; odznaczając się czystym i ozdobnym językiem, jasnością i biegłością wykładu, przemawiały głównie do rozumu, mniéj do uczucia i chodziło w nich bardziéj o to, żeby słuchaczy o prawdach, których wiara uczy, przekonać, niż o to, aby ich wzruszyć. Znała go dobrze każda ambona kościołów poznańskich; kilka lat, przez wszystkie niedziele i święta, miewał kazania w św. Marcińskim kościele; przez siedem lat w dniach uroczystych i w czasie wielkiego postu mógłeś go był słyszeć w katedrze; na majówkach u Dominikanów, u Przemienienia i na czerwcowych tamże nabożeństwach prawił niemal każdego roku; w wiejskich kościółkach, gdy go zaproszono, nieraz się odezwał, i niejednę piękną pogrzebową mowę wypowiedział. Nie wymawiał się od téj służby nawet gdy był cierpiącym, a w późniejszym czasie częstokroć ochrypły jego głos okazywał, że zapał ducha walczyć musi z ciałem.
Prócz tego, panie Ludwiku, gdzie trzeba było pod względem religijnym rady lub dłuższéj nauki i zbudowania, wtedy zwykle do ks. Jana zewsząd spieszono. Mnóstwo osób prywatnych chodziło do niego, w wątpliwościach sumiennych, o objaśnienie lub wskazanie drogi, czego nigdy nie odmawiał, a ćwiczeniom duchownym różnych korporacyi i zgromadzeń on u nas najczęściéj przewodniczył. I tak dla Pań Towarzystwa św. Wincentego przez niejeden rok odbywał kilkodniowe rekolekcye; w zakładzie Sercanek, dopóki ich nie wydalono, był nie