Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/206

Ta strona została przepisana.

dno podobieństwo zachodziło między nim a nowym pasterzem tak rodowości i pierwotnego wychowania, jako i nawyknień zagranicznych, łatwości w wyższoświatowem pożyciu, znakomitego uzdolnienia, przedewszystkiem usposobienia i kierunku kościelnego; dla tego też arcybiskup Ledóchowski powołał go niebawem na radzcę konsystorskiego, a późniéj do swego ordynaryatu i siedemdziesiątego roku zamianował kanonikiem metropolitalnym przy tutejszéj katedrze. Nie tylko ks. Jan, który dla swego arcybiskupa, od początku do końca, przejęty był niemal uwielbieniem, przestawał z nim tutaj jako z najzaufańszym przyjacielem, lecz towarzyszył mu niemal wszędzie w jego podróżach, a szczególnie w jego wizytach pasterskich po obydwóch dyecezyach, jako pomocnik z urzędu i kaznodzieja przemawiający osobliwie do ludu, aby go pouczyć i zapał do wiary w nim rozniecać. Na owych wizytach pasterskich rozdraźnił ks. Jan przeciw sobie wielu księży. Wynajdując skwapliwie po parafiach i kościołach liczne i rozmaite niedostatki, zdrożności i niedbalstwa, zwracając na nie uwagę arcybiskupa, czynił to niewątpliwie szczerą gorliwością kapłańską powodowany i interesem kościoła, ale posuwał się podobno czasem za daleko, bywał bezwzględnym w cenzurach swoich, co przyczynić się nie mogło do popularności jego między konfratrami, która i przedtem znaczną nie była. Nie miał on ani źdźbła tak zwanéj księżéj pychy, na którą z niższych sfer pochodzący dość często zapadają; nie okazywał się zarozumiałym w zwyczajnem znaczeniu tego wyrazu, lecz nie rzadko dawał uczuć wyższość swoją, a zresztą wyższość ta sama przez się występowała; czasami niecierpliwiąc się bywał szorstkim, a chociaż zwykle umiał panować nad sobą, zdarzało się, iż pozwolił się unieść przyrodzonéj porywczości. Nie często wprawdzie zachodziły takie przypadki,