jem i pewnem zadowoleniem umysłu, podziałały jednak szkodliwie na fizyczność jego już i tak mocno skołataną życiem, jak widziałeś, panie Ludwiku, pełnem pracy, przejść drażliwych, niepokoju ducha i ciała i ciężkich nieraz umartwień. Mimo ciągłych niedomagań i cierpień ostatniemi laty, nie zważając na to, że mu lekarze długi spoczynek nakazywali, krzątał się jak najzdrowszy, w kościele i za kościołem, lecz nareszcie siedemdziesiątego szóstego roku, schorzały zupełnie, musiał się udać do Vichy, co chorobę jego, jednę z tych, które nikomu nie przebaczają, na czas niejaki złagodziło i wstrzymało. Powrót do Poznania był dla niego równocześnie powrotem do zwykłego trybu życia, a nawet zbliżający się jubileusz Piusa IX, dla którego osoby cześć szczególną okazywał, zmusił go do nadzwyczajnéj, chociaż zupełnie dobrowolnéj czynności. Z rozmaitych krajów katolickich zbierały się z tego powodu pielgrzymki do Rzymu, a myśl, żeby naród polski wystąpił także obok innych na téj uroczystości katolickiego świata, nie dała pokoju ks. Janowi. Zajął się tą sprawą z zwykłą energią i udało mu się, w porozumieniu z innymi, spowodować i zachęcić do zebrania zastępu pielgrzymów polskich i przyczynić się do zorganizowania go, utorowania mu drogi i przyjęcia w Rzymie. Sam, jakkolwiek pragnął, nie mógł mieć udziału w tym objawie narodowo-religijnym, tak z różnych innych nieznanych mi przyczyn, jako i dla upadku sił i wznawiającéj się choroby. Powtórnie, w końcu czerwca siedemdziesiątego siódmego roku, podążył do Vichy, w nadziei, że znów znajdzie ulgę na czas dłuższy; ale nadzieja ta go zawiodła. — Ulgi prawdziwéj nie znalazł, tylko, przy pozornem ustąpieniu niektórych pojawów chorobliwych, wyraźniejsze niż przedtem znużenie. Zamiast jednak niknące siły ile możności oszczędzać, nie wrócił wprost do domu
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/208
Ta strona została przepisana.