tem; czuł się tu mniéj osamotnionym niż w dalekich Prusach, więcéj dla niego naokół było polskiego powietrza, bez którego żyć trudno i w każdym niemal znajomym widzieć mógł przyjaciela; dla tego też, oddawszy Waplewo synowi, sprowadził się tu powtórnie wraz z żoną, siedemdziesiątego czwartego, czy piątego roku i zajął stałe mieszkanie w téj kamienicy. Gdy się wtenczas, po długiem niewidzeniu, z nim znów spotkałem, nie znalazłem żadnéj zmiany w jego usposobieniu; był to ten sam pan Alfons swobodny, przyjacielski i rozmowny, ale jakoś fizycznie trochę wyglądało inaczéj; nie miał téj zwinności w ruchach jak dawniéj, a czasem chodził po ulicach bardzo ostrożnie o kiju. Otóż trapiły go peryodycznie bardzo dokuczliwe i długotrwałe cierpienia reumatyczne, które nie pamiętam już co nań sprowadziło i od których ani różne doktory, ani wody uwolnić go nie mogły. Niczem to jednak nie było w porównaniu z nieszczęściem, które, zapewne skutkiem owych słabości, w parę lat potem nagle nań spadło. Od niejakiego czasu miewał już trochę dolegliwości w uszach, gdy pewnego poranku obudziwszy się i nie słysząc odpowiedzi służącego na ponowione swoje pytania, a widząc po jego ustach, iż nie tylko mówi lecz nawet krzyczy, przekonał się o tem, że ogłuchł zupełnie. Możesz sobie wystawić, panie Ludwiku przerażenie jego żony i całéj rodziny. Z początku łudzono się nadzieją, że to rzecz może chwilowa, że przejdzie prędzéj lub późniéj, ale, nieszczęściem, nie przeszła; wszelkie rady i doświadczenia Eskulapów były daremne. Wszyscy serdecznie żałowali tego zacnego człowieka, którego życie odtąd było złamane, nie słyszał bowiem nic zgoła, nawet najsilniejszego huku i sztuku; wszakże gdy pierwsze okropne wrażenia i cierpienia moralne minęły, wrócił, chociaż w części, dawniejszy nastrój umysłu. Pan Alfons z rzadką cierpliwością znosił swoje nieszczęście
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/218
Ta strona została przepisana.